Nie mogłem uwierzyć w to, co się działo. Tak naprawdę istniały osoby,
które były w podobnej sytuacji co ja. Również posiadały jakieś moce, dary. Były
kimś o wiele ważniejszym niż zwykły człowiek, choć mogły sprawiać takie właśnie
wrażenie. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu zrozumiałem, że nie jestem sam.
Musiałem tylko podejść do nich i powiedzieć o tym, kim jestem i że mogą mi
zaufać.
Rozglądnąłem się. O tej porze nie było już tak wiele ludzi, teraz
większość siedziała w swoich pokojach, a przechadzki po „domu handlowym”
urządzili sobie jeszcze rano. To mi mogło wyjść oczywiście tylko na dobre, więc
wstałem i szybkim krokiem skierowałem się w stronę pary.
- Wiem, kim jesteście, musimy pogadać – powiedziałem szybko, ale
odpowiedziały mi tylko ich zdziwione, a zarazem wystraszone miny. – Idźcie
kilka metrów za mną, potrzebujemy spokojnego miejsca.
Chwilę po tym skierowałem się w stronę tunelu. Nie oglądałem się za
siebie, miałem tylko nadzieję, że idą za mną i od nich będę mógł dowiedzieć się
o płożeniu Księgi. Po za tym w końcu to z Księgi tej dziewczyny wyrwałem kartkę
z zaklęciem, musiała nadal być w jej domu. Jeśli nie, to może ona wiedziała coś
o spowiednikach, w końcu posiadaczka takiej rzeczy musiała być kimś ważnym.
Kiedy tylko zniknąłem w przestrzeni tunelu i nikt z obecnych w holu nie
mógł mnie zobaczyć, stanął i odwróciłem się. Ulżyło mi, gdy zobaczyłem tę parę
zmierzającą w moją stronę. Na twarzy szatyna widziałem strach, jednak kiedy
tylko znalazł się tuż naprzeciwko mnie, jego mina stała się oschła i
podejrzliwa.
- Kim ty, do cholery, jesteś? – zapytał.
- Poznajecie? – zapytałem i pokazałem im bliznę na moim nadgarstku.
Chłopak spojrzał na mnie jak na wariata, nie wiedząc o co chodzi, jednak na
twarzy dziewczyny pojawiło się zdziwienie.
- Jesteś spowiednikiem? – zapytała, na co kiwnąłem głową. – Skąd wiesz,
kim jesteśmy?
- Właściwie to nie wiem, zobaczyłem jedynie jak czarujesz, więc musiałem
z wami porozmawiać – wzruszyłem ramionami. – Pamiętasz tą sytuację, kiedy nić
dentystyczna zaszyła ci usta? – spytałem. Dziewczyna zastanowiła się chwilę,
jednak po kilku sekundach skinęła głową. – To ja stałem wtedy za tobą, lecz to
nie moja wina. Sam nie wiem dlaczego to wszystko się stało, tak naprawdę to
było jak sen. Widziałem nawet u ciebie tą Księgę, muszę ją zdobyć.
- Najpierw trzeba się stąd wydostać. Na powierzchni za to musielibyśmy
zdobyć jakiś środek komunikacji, mieszkam kilka kilometrów za miastem – westchnęła.
– O ile Księga nadal tam jest.
- Zmieniając temat, to kim wy jesteście? Czarownikami?
- W pewnym sensie – zaczęła ciemnowłosa. – On jest łowcą, takim moim
„ochroniarzem”, a ja jestem Cailie i…i to ja jestem winna całej tej apokalipsy.
Ja i mój egoizm. Ale to zbyt długa historia.
- Rozumiem – kiwnąłem głową. – W każdym razie musimy się stąd wydostać.
Dowiedziałem się o tym, że jestem spowiednikiem kilka godzin temu, także nie
mam pojęcia co mam robić. Mogę powstrzymać demony z twoją pomocą – tutaj
popatrzyłem na dziewczynę. – Ale nie wiedząc co robić nic nie zdziałamy.
- Tyle, że strażnicy pilnują włazu wejściowego całą dobę, a przecież ich
nie zabijemy – wtrącił się chłopak.
- Spoko, o to się nie martwcie. Wystarczą dwie szmatki, trochę
chloroformu i sprawa załatwiona. Gorzej, jeśli chodzi o broń, bo na powierzchni
nie jest zbyt bezpiecznie.
- Niedaleko bunkra jest sklep z bronią, tam możemy załatwić wszystko –
mruknęła jasnooka.
- Dobra, w takim razie wszystko ustalone. Spotkajmy się tutaj o
dziewiątej, wtedy nie będzie tu nikogo. Weźcie najpotrzebniejsze rzeczy,
żadnego prowiantu ani nic, wszystko załatwimy na górze.
Leżałem na łóżku, wyczekując tak upragnionej przeze mnie godziny. Na
reszcie znalazłem kogoś, komu mógłbym zaufać jeśli chodzi o sprawę z moim
powołaniem. Cailie mogłaby również pomóc mi w powstrzymaniu demonów. Ona
pilnuje, aby żaden z nich nie przedostał się do nas, a ja jestem od czarnej
roboty; muszę je powstrzymywać w czasie nieuniknionej apokalipsy. Ona miała
także Księgę, która mogła wiele wyjaśnić i rozjaśnić mi kilka niezrozumiałych
dla mnie wątków. To mogło mi wyjść tylko na dobre, może w czasie wyprawy
spotkałbym Thomasa.
Nadal czułem do niego niechęć, jednak nie była to już złość taka, jak
wcześniej. Emocje trochę opadły w ciągu tych dwóch dni, także teraz chciałem go
znaleźć. On bardziej znał się na tych wszystkich demonach, także przy nim byłem
nieco bezpieczniejszy i czułem się raźniej przy osobie, która wie co robi.
Jedynym minusem był jego egoizm, ale w tym wyniszczonym świecie tylko egoiści
mają jakiekolwiek szanse na dalsze życie.
Niestety, ale to prawda. Świat został tak stworzony. Kiedy wszystko
idzie do myśli ludzi, to starają się pomagać, kochać. Lecz jeśli świat zostaje
zniszczony, każdy zamienia się w dzikie zwierzę walcząc o przetrwanie. Biegnie
do celu i nie pomaga tym potrzebującym pomocy. Widzi ich śmierć, ale instynkt
przetrwania nie pozwala się zatrzymać. Nie czuje litości, a kiedy nadchodzą
wyrzuty sumienia, tłumaczy to sobie tak, że nie miał wyjścia i musiał się
ratować. Wtedy obiecuje sobie, że już więcej tak nie postąpi, ale kiedy ma
szanse to udowodnić, postępuje tak samo jak poprzednio; inni go nie obchodzą,
musi przeżyć jedynie on. Kieruje nim megalomania; poczucie własnej wartości
które sprawia, że ceni swoje życie o wiele wyżej, niż swoich bliźnich.
Nie można tego zmienić. Jedynym sposobem jest uniknięcie tego, jednak
ludzka chciwość nie zna granic. To ona sprawia, że brat zażyna brata. Przez nią
Hitler rozpętał Drugą Wojnę Światową; chciał nieograniczonej władzy, do której
posunąć go mogła tylko chciwość. Gdyby ona nie istniała, świat byłby lepszy,
jednak nawet teraz, kiedy ludzie znaleźli się w takiej sytuacji, są w stanie
zabić własną matkę, aby tylko zdobyć pożywienie. Lud się zażyna, a kilka pięter
niżej politycy opychają się klopsami, opasłe grubasy. Inni głodują, ale ich to
nie obchodzi, przecież oni mają co jeść, to jest dla nich najważniejsze.
Ogólnie mówiąc żałowałem, że świat tak wygląda, a ja nie jestem w stanie
go zmienić. Zawsze i wszędzie królowała chciwość; Poncjusz Piłat zabił Jezusa z
powodu władzy, mityczny Romulus zabił Remusa, aby samodzielnie rządzić, w
średniowieczu rycerze się zabijali dla swojego króla, który chciwie chciał
powiększyć swoje terytorium. Ludzie schodzą na psy, a z każdym dniem jest coraz
gorzej. Tak naprawdę już nie istniejemy, ludzi nie ma, są tylko niemyślące
potwory, które wykańczają siebie nawzajem.
Gdy tylko wybiła godzina ósma trzydzieści, mojego ojca jeszcze nie było.
Uprzedził, ze mają jakąś naradę, prze którą wróci najwcześniej o dziewiątej.
Całe szczęście wtedy miało już mnie nie być, także nawet nie miał prawa
wiedzieć, kiedy dokładnie zniknąłem. Spokojnie przeglądnąłem wszystkie jego
szafki, dzięki czemu znalazłem flakonik chloroformu. Uśmiechnąłem się sam do
siebie i schowałem go do kieszeni dresów. Wyjąłem jeszcze jakąś niepotrzebną
szmatkę, którą przerwałem na pół i wyszedłem z pokoju, kierując się na górę.
- Ej, młody, a ty gdzie się wybierasz? – zatrzymał mnie jeden ze
strażników na drugim piętrze. Wcześniejsze posterunki ominąłem niezauważony lub
przynajmniej nie zwracano na mnie uwagi, jednak teraz byłem zmuszony do
odwrócenia się za siebie.
- Muszę iść do kumpla – improwizowałem. – Mam do niego pewną sprawę.
- Dobra, ale wracaj zaraz, wychodzenie o tej godzinie jest zabronione,
śmigaj.
Kiwnąłem tylko głową na znak zrozumienia i w szybkim tempie pokonałem
schody, który zostały mi do tunelu. Gdy się w nim znalazłem, przeszedłem
jeszcze kilka kroków aby nie zwracać niczyjej uwagi i usiadłem z boku. Od razu
popatrzyłem na zegarek na mojej ręce, który wskazywał godzinę ósmą
pięćdziesiąt, co oznaczało jeszcze dziesięć minut czekania.
Przez ten wolny czas postanowiłem dokładnie obmyślić wszystko, co miałem
zamiar zrobić podczas wydostania się z bunkra. Gdybym był sam, pewnie musiałbym
zabić strażników, jednak dzięki pomocy tego chłopaka wystarczyło ich jedynie
uśpić chloroformem.
Posiedziałem jeszcze chwilkę, póki nie zobaczyłem, że w oddali ktoś
zmierza w moją stronę. Wstałem i zaraz rozpoznałem te dwie znajome sylwetki.
Westchnąłem, bo już zacząłem obawiać się, że się rozmyślili.
- Idziemy? – zapytałem, kiedy tylko stanęli naprzeciwko mnie. – Po
drodze wam wszystko wyjaśnię.
- Jasne, chodźmy.
- Najpierw pytanie, czy wiecie co to chloroform – zacząłem, jednak
widząc pytające spojrzenie chłopaka, westchnąłem. – To jaki związek chemiczny,
wykorzystywany kiedyś do narkozy. Często pojawia się w różnych filmach. Należy
namoczyć w nim szmatkę, przyłożyć do czyichś ust i poczekać kilka sekund. Po
takim czasie wybrana osoba traci przytomność, zasypia. W podobny sposób
pozbędziemy się strażników, będziesz jednak musiał mi pomóc.
- No dobra, ale co później? Umiesz otworzyć śluzę?
- Nie wiem, spróbujemy. Jeśli uda nam się w tym samym czasie uśpić
strażników, to nie zobaczą naszych twarzy, także w razie jakichkolwiek
komplikacji trudno będzie nas znaleźć. Nie licząc tego typa, który przyłapał
mnie na drugim piętrze.
Resztę drogi przeszliśmy w ciszy. Jedynie ta parka co jakiś czas
szeptała coś do siebie, lecz ja się nie wtrącałem. Rozumiałem, że mieli swoje
prywatne sprawy, nie miałem zamiaru się w to mieszać. Usłyszałem jedynie jedno
zdanie, w którym obwiniała się o całą apokalipsę. Byłem bardzo ciekawy, jak to
właściwie się stało, że wciągu jednego dnia cały świat pogrążył się w strachu i
chaosie, ale nie miałem zamiaru dopytywać. Jeżeli nie chcieli mi nic mówić, to
nie naciskałem. Oni mają swoje sprawy, ja swoje.
- Powiedz mi – zaczęła szatynka, zwracając się do mnie. – Co masz zamiar
zrobić, kiedy zyskasz Księgę?
To pytanie nieco mnie zaskoczyło, ale wydało się również sensowne. O tym
nie pomyślałem. W końcu co mi z tego, że dowiem się czegoś o spowiedniku, kiedy
tak naprawdę jestem niedoświadczonym gówniarzem.
- Nie mam pojęcia – przyznałem zgodnie z prawdą. – Z tego co wiem, to
Rada Starszych powinna powiadomić mnie o moim przeznaczeniu jeszcze trzy lata temu,
ale jak widać coś musiało ich powstrzymać. Wiesz, jak się z nimi skontaktować?
Zapytałem i spojrzałem na nią, jednak ona wymieniła się z chłopakiem
spojrzeniami. Widać wiedzieli coś na ten temat, ale nie byli pewni czy mi
mówić. Przez kilak sekund zachowywałem spokój i czekałem spokojnie na ich ruch,
lecz po jakimś czasie zacząłem tracić cierpliwość i nerwowo wciągnąłem
powietrze.
- Musiałbyś się zabić – mruknęła niepewnie. Spojrzałem na nią
przerażony. – Spokojnie, może w Księdze będzie inne wyjście. W każdym razie ja
byłam martwa trzy razy i właśnie przez to sprowadziłam demony na nasz świat.
- Właśnie, jak to się w ogóle stało? – zapytałem, nie wytrzymując z
ciekawością zżerająco mnie od środka. – O ile chcecie w ogóle o tym mówić, nie
namawiam.
- Nie, spoko – uspokoiła mnie. – Po prostu...Zabiłam się, żeby
porozmawiać z Radą na pewien temat. Niestety w czasie mojej kilkuminutowej
nieobecności demony zdarzyły przedostać się na drugą stronę. Przez swój egoizm
zrujnowałam ludziom życie.
- Spokojnie, na pewno miałaś jakiś ważny powód żeby to zrobić –
powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej pocieszająco. Ona odwzajemniła to, po
czym resztę drogi przemierzyliśmy w ciszy.
- Wiesz, co robić? – szepnąłem w stronę szatyna, na co ten kiwnął
twierdząco głową.
Ścisnąłem w dłoni wilgotną szmatkę, westchnąłem i szybki truchtem
podbiegłem do jednego z mężczyzn. Zaszedłem go od tyłu i przycisnąłem szmatkę
do jego ust. Jeszcze przez chwilkę się szarpał, lecz po chwili upadł
nieprzytomny na ziemię. To samo stało się z drugim, którego pozbył się mój
towarzysz. Uśmiechnąłem się do siebie, pogrzebałem trochę zamku i po kilku
sekundach udało mi się odsunąć właz.
- Jak wy właściwie macie na imię – zapytałem, wchodząc po schodach. –
Razem stąd nawiewamy, a nawet nie znam waszych imion. Ja jestem Nathan.
- Naomi – przedstawiła się dziewczyna. – To jest Cole.
- Teraz przynajmniej wiem jak się do was zwracać – powiedziałem i
chciałem odwrócić się w ich stronę, jednak moją uwagę zwrócił hałas kilka
pięter wyżej. Momentalnie zatrzymałem się i zacząłem się przysłuchiwać głosom z
góry. Było słychać jakieś ciężkie kroki, a następnie ten sam ryk, który jeszcze
jakiś czas temu choć w pewnym stopniu odstraszył zombie.
Nasłuchiwałem jeszcze chwilę, po czym momentalnie ruszyłem na górę. Cole
krzyknął jeszcze za mną, jednak ja byłem zbyt pewny swojego, aby się
zatrzymywać. Dopiero po przemierzeniu kilku pięter znalazłem się naprzeciwko
drzwi. Z lekkim przestrachem uchyliłem je. Moim oczom ukazał się widok, przez
który uśmiech wpełzł na moją twarz. Ogromny, dwumetrowy gryf z pięknymi,
żółto-czerwonymi piórami. Posiadał oczy koloru krwi, potężny dziób i ogromne
pazury. Tak, to właśnie on.
- Buru…
----------------------------------------------------
Supraaajs xd Naomi i Cole wrócili xdd Zakładałam to od samego początku bloga, to był właśnie ten mój genialny pomysł. Cieszycie się z powrotu naszej ukochanej parki? Ja bardzo xd
Ale to już zależy od naszego gustu xd Sorki, jeśli nie przypadły wam do gustu za bardzo te przemyślenia o chciwości i rządzy władzy, ale jakoś tak mnie wzięło. Po prostu pokazałam tylko co ja myślę o świecie i o ludziach, to wszystko. Jak widać wczułam się trochę za bardzo, ale przynajmniej trochę przedłużyłam ten rozdział xd
Ten podoba mi się trochę bardziej, chociaż nienawidzę tego, jak piszę dialogi -.- Zawsze są jakieś takie drętwe, jak wy to robicie że wam wychodzą? xd
Czekałem, aż ona wreszcie zaatakuje i
zakończy mój żywot, jednak ta chwila nie nadchodziła. Niepewnie uniosłem głowę
i nawet nie możecie sobie wyobrazić mojego zdziwienia, gdy zobaczyłem, jak
Bibliotekarka przygląda się mojemu nadgarstkowi. Nie wiedziałem co zrobić, ta
sytuacja kompletnie mi nie pasowała. Nic nie rozumiałem w tego wszystkiego.
- Jesteś spowiednikiem? – odezwała się w
końcu.
Byłem kompletnie zbity z tropu. Nie
rozumiałem, o co mogło chodzić tej istocie. Nie wiem jak mogła wpaść na tak
głupi i niczym nieuzasadniony pomysł, ale wolałem się nie wypowiadać na ten
temat. Obawiałem się, że wtedy mogłaby wpaść w furię i bez zastanowienia mnie
zaatakować.
- Nie, nie jestem – odrzekłem ze stoickim
spokojem. – Słyszałem o nim, ale to wątpliwe, abym okazał się taką osobą.
- W takim razie dlaczego masz jego znak na
nadgarstku? – zapytała, wskazując długim paznokciem w stronę mojej odwiecznej
szramy. – Od kiedy to masz?
- Od urodzenia. Lekarze mówili, że to nic
poważnego – wzruszyłem ramionami. – Dlaczego przed chwilą chciałaś mnie zabić,
a teraz zachowujesz się tak, jakby nic się nigdy nie stało? – odważyłem się
zapytać.
- To jest święte miejsce, nikt nie ma prawa
nic stąd wynieść. Nie chciałam zabijać żadnego człowieka, ale myślisz że
zgodziliby się stąd odejść z pustymi rękami, jeślibym o to poprosiła? Mam za
zadanie pilnować biblioteki i to robię.
- A czy mogę wiedzieć co jest w każdej z
tych Ksiąg? Podobno kiedy tylko ktoś zaglądnął do jednej z nich, to obrócił się
w pył.
- Każdy człowiek na świecie,
który teraz żyje, ma swój tom. Przed apokalipsą ta biblioteka była
kilkadziesiąt razy większa, lecz kiedy jakiś człowiek umiera, jego księga
znika. Jest również na odwrót – niemowlę wraz z przyjściem na świat dostaje
swoją. W każdej wypisane są najważniejsze dla tej osoby wydarzenia, które mają
zdarzyć się w najbliższej przyszłości. Nikt nie może przeczytaj swojej, bo
zaraz zamieni się w pył. Może zapoznać się z czyjąś, lecz jest pewien haczyk –
zabronione jest, aby mówić komukolwiek o tym, co było tam napisane. Wszystko
trzeba zachować dla siebie.
- A Więc dlatego zginął
tamten człowiek? Poznał swoją historię? – zapytałem. Stwór kiwnął głową. –
Mówiłaś coś o spowiedniku i jego znaku. Możesz mi wytłumaczyć o co z tym
chodzi?
- Naturalnie, dawno nie
miałam okazji porozmawiać z istotą rozumną – zaśmiała się. – Kiedy rodzi się
nowy spowiednik – czyli po prostu pogromca demonów – zawsze ma na sobie znak
swego rodu. Dwie falowane linie, po środku których znajduje się kropka. Linie
oznaczają anioły i demony, a kropka osobę odpowiedzialną za utrzymanie ładu i
nie pozwolenie na walkę między dobrem i złem. Najwyraźniej ty jesteś tą właśnie
osobą. Dziwi mnie to, że rada nie powiedziała ci o twoim powołaniu. Robi to
zazwyczaj wtedy, gdy spowiednik kończy szesnaście lat, a ty wyglądasz na
starszego, nie mylę się? Najwyraźniej chcieli cię chronić, jednak nie mam
pojęcia przed czym.
Dopiero teraz
zrozumiałem, że tak naprawdę ta cała apokalipsa otworzyła przede mną wiele
drzwi. Dzięki temu dowiedziałem się wielu rzeczy, o których normalnie nie
miałem pojęcia i pewnie nie dowiedziałbym się jeszcze przez długi czas. Okazało
się, że mój ojciec żyje, istoty nadprzyrodzone istnieją, a ja jestem pogromcą
demonów. Z tego co zrozumiałem, mam szansę na uratowanie świata tak, aby
wszystko wróciło do normy. Zrobiłbym to nawet wtedy, jeśli miałoby od tego
zależeć moje życie, ale pytanie brzmi – co ja mam w ogóle zrobić?
- W takim razie co miałbym
zrobić?
- Wybacz, ale nie wiem tego.
To zbyt duża wiedza, nie mam pojęcia o takich rzeczach – odpowiedziała,
bezradnie wzruszając ramionami. – Dopóki nie ujawni ci się nikt z rady i nie
powiadomi, że jesteś spowiednikiem, teoretycznie nie masz na co liczyć.
- Teoretycznie? – podniosłem
jedną brew do góry, w nadziei dowiedzenia się czegoś więcej.
- Teoretycznie, bo
praktycznie wystarczy mieć Księgę zaklęć. Tam masz dokładnie wszystko opisane,
wszystkie czary i klątwy. Często też podświadomie pamiętasz różne regułki, nie
potrzebując niczego. Ty spowiednikiem jesteś wewnątrz duszy.
- A jak mogę znaleźć tą Księgę
i gdzie ona jest?
- Zawsze przechodzi z
pokolenia na pokolenie. Na ten przykład Cailie dostała księgę od babci, nawet
nie wiedząc, jak ważna to jest rzecz. Niestety ze spowiednikami jest inaczej;
kiedy umiera jeden, dokładnie w tym samym czasie na świat przychodzi drugi. Tak
naprawdę spowiednikiem zostaje się na chybił trafił. Po prostu miałeś
szczęście, ale pamiętaj, że musisz dobrze wykorzystać ten dar. Jeśli będziesz
źle wykorzystywał swoje moce, najzwyczajniej w świecie zostaniesz zlikwidowany,
a twoje miejsce zajmie inny. Obiecaj mi, że będziesz uważał. Wydajesz się
dojrzałym człowiekiem i mam nadzieję, że rozumiesz sens moich słów.
- Nie mogę tego obiecać,
najpierw muszę dowiedzieć się kim tak naprawdę jestem – oznajmiłem zgodnie z
prawdą i spojrzałem na zegarek. Dopiero wtedy zorientowałem się, że tak
naprawdę zostało mi jeszcze niecałe dziesięć minut na powrót. – Przepraszam
najmocniej, ale muszę już wracać. Tamci pewnie myślą, że nie żyję. Ale mam też
prośbę.
- Słucham.
- Czy mógłbym zabrać jedną z Ksiąg? Wtedy
ludzie może przestaliby tutaj schodzić, bo wiedzieliby już o co chodzi.
- To nie jest takie łatwe –
odrzekła. – Ludzie nie byliby w stanie zrozumieć takich rzeczy, to są
nadnaturalne moce. Mogliby sobie jedynie zaszkodzić, po za tym Rada nakazała mi
tego pilnować i nie pokazywać żadnemu człowiekowi. Lecz jesteś spowiednikiem,
tobie nie mogę odmówić. W pewnym sensie jesteś bardzo ważny i demony muszą być
ci poddane.
Zastanowiłem się
chwilę i zrozumiałem, że ta kobieta, o ile mogę tak o niej mówić, miała rację.
Wiem, że miałem misję i ani na chwilę o tym nie zapominałem, ale z drugiej
strony okazałem się spowiednikiem. Osobą, którą cały czas szukałem wraz z
Thomasem byłem tak naprawdę ja sam. Nie byłem zwykłym nastolatkiem, ale osobą,
która jako jedyna miała teraz szansę odwrócić los tej całej apokalipsy na tyle,
aby wszystko choć pewnym sensie było
tak, jak dawniej. Aby ludzie mogli bez obaw wyjść na powierzchnię, odbudować
zniszczone domy i żyć.
- Nie – westchnąłem. – Nie
wezmę tej Księgi, rozumiem, że masz za zadanie chronić to miejsce i nie mam
zamiaru tego niszczyć przez jakieś głupie zachcianki. I tak dzięki tobie dowiedziałem
się, kim naprawdę jestem i to mi wystarczy. Teraz muszę jedynie wrócić na górę
i odnaleźć tę Księgę, to chyba jest jedyne wyjście, aby dowiedzieć się
czegokolwiek. Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś, teraz nie muszę już
przynajmniej żyć w kłamstwie – uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem w stronę
korytarza, na którym momentalnie zaświeciły się wszystkie światła. – Wybacz,
ale naprawdę muszę już wracać. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. Mam
nadzieję, że się jeszcze spotkamy. I powodzenia, jestem pewna, że będziesz
doskonałym spowiednikiem.
Biegłem najszybciej jak mogłem. W
końcu gdyby na dobre zamknęli właz, to nie usłyszeliby mojego dobijania się do
nich. Bałem się, że nie zdarzę, gdyż zostały mi jeszcze jakieś trzy minuty, a
przebiegłem dopiero połowę drogi. To jeszcze bardziej zmotywowało mnie do
szybszego dotarcia do schodów. Zawsze byłem dość dobry z zajęć wychowania
fizycznego, więc nie robiło mi to większego problemu. Jedynie zmęczenie coraz
bardziej dawało się we znaki, ponieważ nigdy nie biegiem tak długiego dystansu
w tak szybkim tempie.
Kiedy tylko zobaczyłem w oddali właz
kierujący na górę, dobiegłem do schodów i jak najszybciej wbiegłem po nich.
Wziąłem głęboki wdech i zapukałem w pokrywę nade mną. Na początku odpowiadała
mi jedynie cisza, jednak po jakimś czasie usłyszałem nad sobą ożywione rozmowy
i ciągłe chodzenie w tą i z powrotem. Dopiero po chwili właz zaczął się powoli
odsłaniać. Zaraz zleciał się tłum ludzi, którzy patrzyli na mnie z
niedowierzaniem. Gdy tylko udało mi się stanąć na ziemi, wszyscy zaczęli zalewać
mnie falą pytań. Przez ciągła gwarę nie zrozumiałem nic, dopiero dowódca,
uśmiechając się półgębkiem, uciszył tłum. Zaczął coś szeptać do swojego
podwładnego, po czym mnie i mojego ojca zaprowadził do swojego gabinetu.
- Zanim zaczniemy rozmawiać na temat
sytuacji na piątym piętrze powiedz, jak się czujesz fizycznie i psychicznie –
zaczął mężczyzna, przeglądając jakieś papiery. – Dwóch naszych, którzy ostatnio
stamtąd wrócili są pod opieką psychiatry. Całkowicie sfiksowali, nie ma z nimi
kontaktu, odkąd tylko wrócili.
- Bardzo dobrze – odrzekłem zgodnie z
prawdą. – Mam najwyżej kilka zadrapań czy siniaków, to wszystko.
- Wyśmienicie. W takim razie opowiedz mi
wszystko po kolei.
- Właściwie to nie ma co opowiadać. Kiedy
byłem już w połowie korytarza, zaczęła mnie gonić. Schowałem się za jednym z
regałów, a pierwszy lepszy tom włożyłem sobie pod bluzę. Niestety zaraz potem
zaważyła mnie, więc zacząłem biegać między szafkami i stołami. Jakimś cudem
udało mi się ją zgubić, a wtedy jak najszybciej wbiegłem do tunelu. Niestety
potknąłem się o coś i wywróciłem. Straciłem na chwilę przytomność, a kiedy
tylko ją odzyskałem, w te pędy przybiegłem tutaj. Dopiero na górze
zorientowałem się, że zgubiłem księgę – powiedziałem na jednym wydechu.
Było mi głupio, że musiałem
okłamywać tych ludzi i zamiast stać po stronie swoich, to wolałem trzymać się
jakiegoś stwora. Niestety musiałem, to okazał się mój obowiązek. Dowiedziałem
się, że nie jestem zwyczajnym człowiekiem i mam szansę sprawić, aby ludzie
wrócili na powierzchnię. Tak na prawdę ze zmęczenia i zaskoczenia to jeszcze
dobrze do mnie nie dotarło. Kiedy usiadłem na krześle i opowiedziałem tą
wymyśloną historię, zrozumiałem swoje powołanie. A teraz musiałem je wypełnić i
za wszelką cenę sprawić, aby ludzie nie dowiedzieli się prawdy. Lepiej dla
nich, gdy żyją w niewiedzy.
- Czyli, że nie masz Księgi? – zapytał, na
to przecząco kiwnąłem głową. Siwowłosy dowódca westchnął. – Cóż, w takim razie
mimo wszystko misja nie została wypełniona, niestety. Chyba, że poszedłbyś tam
jutro drugi raz. Zgadzasz się?
- Oszaleliście już kompletnie – wtrącił się
mój ojciec, waląc pięścią w drewniane, stare biurko mężczyzny. – Mój syn prawie
zginął, a wy drugi raz chcecie go tam zesłać? Myślicie, że jak raz mu się udało
to będzie miał takie szczęście drugi raz? Ledwo co go znaleźliście, a już
wkręcacie chłopaka w te swoje chore gierki. Jeśli tak bardzo tego chcecie to ja
pójdę, ale Nathanowi dajcie święty spokój!
- Mógłbyś się nie wtrącać? – warknąłem. –
Mam swój rozum i znam umiar. Nie ma szans żebym poszedł tam następny raz, ta
wycieczka wystarczy mi w zupełności. Zgodziłem się tylko jeden raz zejść na dół
i nie mam zamiaru tego powtarzać.
- A więc czego żądasz w zamian za ponowne
zejście na dół? – zapytał mężczyzna, nadal nie ustępując. – Dobrze wiesz, że…
- Niczego – przerwałem. – Już panu powiedziałem,
że tam ponownie nie zejdę. I tak dużo ryzykowałem, że w ogóle postanowiłem tam
pójść. Tym razem szukajcie kogo innego, nie mam zamiaru drugo raz tego przeżyć,
o ile bym oczywiście nie został zabity!
Doskonale wiedziałem, że nic mi już
nie grozi, w końcu Bibliotekarka nie zabiłaby swojego, ale jak inaczej
wytłumaczyłbym im całą tą sytuacje ze spowiednikiem, Radą Starszych i całą
resztą? Byli tylko ludźmi, po za tym uznaliby mnie za wariata. Nie mogłem im
wtedy zaufać, postanowiłem nawet ojcu nic nie mówić. Wtedy myślałem już tylko o
tym, aby wyjść na powierzchnię i znaleźć tą Księgę. Nie wiedziałem, gdzie ona
może się znajdować, jednak udało mi się raz przenieść jedną kartkę w czasie i
przestrzeni, więc szansa była na to i teraz. Problem jednak polegał na tym, ze
za nic w świecie nie wiedziałem, jak to zrobić.
Po skończonej rozmowie, postanowiłem
przejść się po piętrach. Nie miałem zamiaru całymi dniami gnić w swoim pokoju,
a była także szansa na to, że spotkam kogoś znajomego. Lecz moim głównym celem
było obmyślenie planu, który polegał na ucieczce z bunkra. Strażnicy
wypuszczali i wpuszczali tylko stalkerów, a ja nie zaliczałem się do ich grona.
Po za tym oni mnie już znali, prawie każdy przynajmniej mnie kojarzył z widzenia.
W końcu teraz byłem sławny, aż za nadto.
Kiedy znajdowałem się na pierwszych piętrze, czyli
teoretycznie parterze, postanowiłem przejść się po najbliższych straganach.
Odkąd wybuchła apokalipsa, pieniądze straciły najmniejszą wartość. W tym momencie
płaciło się najważniejszymi rzeczami; lekami. W zamian za to można było nabyć jedzenie,
ubrania albo jakieś inne gadżety jak zegarki na rękę czy biżuterię. Biednym nie
było to już do szczęścia potrzebne, za to tym z czwartego piętra – bez
problemu. Stalkerzy przynosili wojsku i politykom wszystko, dlatego też nie
musieli się ograniczać, jeśli chodzi o wydatki, kiedy ludzie piętra wyżej
umierali z głodu. Widać, że nawet teraz, zamiast się jednoczyć, każdy myśli
tylko o sobie, a innych ma głęboko gdzieś.
Rozglądnąłem się trochę w
poszukiwaniu jakiegoś jedzenia, gdyż ta cała wyprawa wyczerpała wszystkie
zapasy moich sił. Przy okazji podzieliłem się swoim pożywieniem z wychudzoną
kobietą, która na rękach trzymała prawdopodobnie dopiero co narodzone dziecko.
Tak naprawdę było o wiele więcej osób w potrzebie, ale nie miałem wystarczająco
dużo leków, aby dokupić coś jeszcze.
Usiadłem na schodach prowadzących
do tunelu, którym jeszcze kilka dni temu wprowadzali mnie do bunkra i zacząłem zajadać
bułkę z wyschniętym liściem sałaty. To i tak była najlepsza rzecz, na jaką było
mnie stać, reszta albo była nieziemsko droga, albo po prostu nie do
przełknięcia. Bo kto o zdrowych zmysłach chciałby jeść szczura? Trzeba by być
naprawdę zdeterminowanym i głodnym.
Kiedy tak rozmyślałem, mój wzrok
natrafił na jakąś parę; dziewczyna z zaniedbanie ułożonymi włosami i jasnowłosy
chłopak trzymający ją za rękę. Wydawało mi się, ze skądś znałem tę dziewczynę,
jednak za nic w świecie nie mogłem sobie przypomnieć skąd. Moje zdziwienie
spotęgował fakt, że na moich oczach wyczarowała sobie baton. Nie mogłem w to
uwierzyć, dlatego moja osłupiała mina nie mogła nikogo zdziwić. Do tego
przypomniałem sobie, że to właśnie z jej domu wziąłem kartkę z Księgi.
----------------------------------------------------
Hej :)
Zdaję sobie sprawę z tego, że ten rozdział nie wyszedł mi za bardzo, ale powiedzmy, że po prostu nie wiedziałam co pisać -.- Mam nadzieję, że ten następny bardziej przypadnie i mi i wam do gustu, ale poczekamy, zobaczymy xd W każdym razie jestem ciekawa czy wiecie, kim jest ten chłopak i dziewczyna xd Raczej się domyślacie, mam nadzieję XD
A więc tak, proszę o komentarze i błagam; jeżeli ktoś czyta, niech komentuje. Nie chodzi mi o długie wyczerpujące komentarze, wystarczy "Fajny rozdział" lub "Beznadziejnie ci wyszedł ten opek", na prawdę. Chcę choćby w najkrótszych słowach poznać waszą opinię, dobrze? Proszę was o to, to tyle ;)