środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 9 Ucieczka

          Nie mogłem uwierzyć w to, co się działo. Tak naprawdę istniały osoby, które były w podobnej sytuacji co ja. Również posiadały jakieś moce, dary. Były kimś o wiele ważniejszym niż zwykły człowiek, choć mogły sprawiać takie właśnie wrażenie. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu zrozumiałem, że nie jestem sam. Musiałem tylko podejść do nich i powiedzieć o tym, kim jestem i że mogą mi zaufać.
          Rozglądnąłem się. O tej porze nie było już tak wiele ludzi, teraz większość siedziała w swoich pokojach, a przechadzki po „domu handlowym” urządzili sobie jeszcze rano. To mi mogło wyjść oczywiście tylko na dobre, więc wstałem i szybkim krokiem skierowałem się w stronę pary.
          - Wiem, kim jesteście, musimy pogadać – powiedziałem szybko, ale odpowiedziały mi tylko ich zdziwione, a zarazem wystraszone miny. – Idźcie kilka metrów za mną, potrzebujemy spokojnego miejsca.
          Chwilę po tym skierowałem się w stronę tunelu. Nie oglądałem się za siebie, miałem tylko nadzieję, że idą za mną i od nich będę mógł dowiedzieć się o płożeniu Księgi. Po za tym w końcu to z Księgi tej dziewczyny wyrwałem kartkę z zaklęciem, musiała nadal być w jej domu. Jeśli nie, to może ona wiedziała coś o spowiednikach, w końcu posiadaczka takiej rzeczy musiała być kimś ważnym.
          Kiedy tylko zniknąłem w przestrzeni tunelu i nikt z obecnych w holu nie mógł mnie zobaczyć, stanął i odwróciłem się. Ulżyło mi, gdy zobaczyłem tę parę zmierzającą w moją stronę. Na twarzy szatyna widziałem strach, jednak kiedy tylko znalazł się tuż naprzeciwko mnie, jego mina stała się oschła i podejrzliwa.
          - Kim ty, do cholery, jesteś? – zapytał.
          - Poznajecie? – zapytałem i pokazałem im bliznę na moim nadgarstku. Chłopak spojrzał na mnie jak na wariata, nie wiedząc o co chodzi, jednak na twarzy dziewczyny pojawiło się zdziwienie.
          - Jesteś spowiednikiem? – zapytała, na co kiwnąłem głową. – Skąd wiesz, kim jesteśmy?
          - Właściwie to nie wiem, zobaczyłem jedynie jak czarujesz, więc musiałem z wami porozmawiać – wzruszyłem ramionami. – Pamiętasz tą sytuację, kiedy nić dentystyczna zaszyła ci usta? – spytałem. Dziewczyna zastanowiła się chwilę, jednak po kilku sekundach skinęła głową. – To ja stałem wtedy za tobą, lecz to nie moja wina. Sam nie wiem dlaczego to wszystko się stało, tak naprawdę to było jak sen. Widziałem nawet u ciebie tą Księgę, muszę ją zdobyć.
          - Najpierw trzeba się stąd wydostać. Na powierzchni za to musielibyśmy zdobyć jakiś środek komunikacji, mieszkam kilka kilometrów za miastem – westchnęła. – O ile Księga nadal tam jest.
          - Zmieniając temat, to kim wy jesteście? Czarownikami?
          - W pewnym sensie – zaczęła ciemnowłosa. – On jest łowcą, takim moim „ochroniarzem”, a ja jestem Cailie i…i to ja jestem winna całej tej apokalipsy. Ja i mój egoizm. Ale to zbyt długa historia.
          - Rozumiem – kiwnąłem głową. – W każdym razie musimy się stąd wydostać. Dowiedziałem się o tym, że jestem spowiednikiem kilka godzin temu, także nie mam pojęcia co mam robić. Mogę powstrzymać demony z twoją pomocą – tutaj popatrzyłem na dziewczynę. – Ale nie wiedząc co robić nic nie zdziałamy.
          - Tyle, że strażnicy pilnują włazu wejściowego całą dobę, a przecież ich nie zabijemy – wtrącił się chłopak.
          - Spoko, o to się nie martwcie. Wystarczą dwie szmatki, trochę chloroformu i sprawa załatwiona. Gorzej, jeśli chodzi o broń, bo na powierzchni nie jest zbyt bezpiecznie.
          - Niedaleko bunkra jest sklep z bronią, tam możemy załatwić wszystko – mruknęła jasnooka.
          - Dobra, w takim razie wszystko ustalone. Spotkajmy się tutaj o dziewiątej, wtedy nie będzie tu nikogo. Weźcie najpotrzebniejsze rzeczy, żadnego prowiantu ani nic, wszystko załatwimy na górze.

 

 

 
          Leżałem na łóżku, wyczekując tak upragnionej przeze mnie godziny. Na reszcie znalazłem kogoś, komu mógłbym zaufać jeśli chodzi o sprawę z moim powołaniem. Cailie mogłaby również pomóc mi w powstrzymaniu demonów. Ona pilnuje, aby żaden z nich nie przedostał się do nas, a ja jestem od czarnej roboty; muszę je powstrzymywać w czasie nieuniknionej apokalipsy. Ona miała także Księgę, która mogła wiele wyjaśnić i rozjaśnić mi kilka niezrozumiałych dla mnie wątków. To mogło mi wyjść tylko na dobre, może w czasie wyprawy spotkałbym Thomasa.
          Nadal czułem do niego niechęć, jednak nie była to już złość taka, jak wcześniej. Emocje trochę opadły w ciągu tych dwóch dni, także teraz chciałem go znaleźć. On bardziej znał się na tych wszystkich demonach, także przy nim byłem nieco bezpieczniejszy i czułem się raźniej przy osobie, która wie co robi. Jedynym minusem był jego egoizm, ale w tym wyniszczonym świecie tylko egoiści mają jakiekolwiek szanse na dalsze życie.
         Niestety, ale to prawda. Świat został tak stworzony. Kiedy wszystko idzie do myśli ludzi, to starają się pomagać, kochać. Lecz jeśli świat zostaje zniszczony, każdy zamienia się w dzikie zwierzę walcząc o przetrwanie. Biegnie do celu i nie pomaga tym potrzebującym pomocy. Widzi ich śmierć, ale instynkt przetrwania nie pozwala się zatrzymać. Nie czuje litości, a kiedy nadchodzą wyrzuty sumienia, tłumaczy to sobie tak, że nie miał wyjścia i musiał się ratować. Wtedy obiecuje sobie, że już więcej tak nie postąpi, ale kiedy ma szanse to udowodnić, postępuje tak samo jak poprzednio; inni go nie obchodzą, musi przeżyć jedynie on. Kieruje nim megalomania; poczucie własnej wartości które sprawia, że ceni swoje życie o wiele wyżej, niż swoich bliźnich.
          Nie można tego zmienić. Jedynym sposobem jest uniknięcie tego, jednak ludzka chciwość nie zna granic. To ona sprawia, że brat zażyna brata. Przez nią Hitler rozpętał Drugą Wojnę Światową; chciał nieograniczonej władzy, do której posunąć go mogła tylko chciwość. Gdyby ona nie istniała, świat byłby lepszy, jednak nawet teraz, kiedy ludzie znaleźli się w takiej sytuacji, są w stanie zabić własną matkę, aby tylko zdobyć pożywienie. Lud się zażyna, a kilka pięter niżej politycy opychają się klopsami, opasłe grubasy. Inni głodują, ale ich to nie obchodzi, przecież oni mają co jeść, to jest dla nich najważniejsze.
          Ogólnie mówiąc żałowałem, że świat tak wygląda, a ja nie jestem w stanie go zmienić. Zawsze i wszędzie królowała chciwość; Poncjusz Piłat zabił Jezusa z powodu władzy, mityczny Romulus zabił Remusa, aby samodzielnie rządzić, w średniowieczu rycerze się zabijali dla swojego króla, który chciwie chciał powiększyć swoje terytorium. Ludzie schodzą na psy, a z każdym dniem jest coraz gorzej. Tak naprawdę już nie istniejemy, ludzi nie ma, są tylko niemyślące potwory, które wykańczają siebie nawzajem.
          Gdy tylko wybiła godzina ósma trzydzieści, mojego ojca jeszcze nie było. Uprzedził, ze mają jakąś naradę, prze którą wróci najwcześniej o dziewiątej. Całe szczęście wtedy miało już mnie nie być, także nawet nie miał prawa wiedzieć, kiedy dokładnie zniknąłem. Spokojnie przeglądnąłem wszystkie jego szafki, dzięki czemu znalazłem flakonik chloroformu. Uśmiechnąłem się sam do siebie i schowałem go do kieszeni dresów. Wyjąłem jeszcze jakąś niepotrzebną szmatkę, którą przerwałem na pół i wyszedłem z pokoju, kierując się na górę.
          - Ej, młody, a ty gdzie się wybierasz? – zatrzymał mnie jeden ze strażników na drugim piętrze. Wcześniejsze posterunki ominąłem niezauważony lub przynajmniej nie zwracano na mnie uwagi, jednak teraz byłem zmuszony do odwrócenia się za siebie.
          - Muszę iść do kumpla – improwizowałem. – Mam do niego pewną sprawę.
          - Dobra, ale wracaj zaraz, wychodzenie o tej godzinie jest zabronione, śmigaj.
          Kiwnąłem tylko głową na znak zrozumienia i w szybkim tempie pokonałem schody, który zostały mi do tunelu. Gdy się w nim znalazłem, przeszedłem jeszcze kilka kroków aby nie zwracać niczyjej uwagi i usiadłem z boku. Od razu popatrzyłem na zegarek na mojej ręce, który wskazywał godzinę ósmą pięćdziesiąt, co oznaczało jeszcze dziesięć minut czekania.
          Przez ten wolny czas postanowiłem dokładnie obmyślić wszystko, co miałem zamiar zrobić podczas wydostania się z bunkra. Gdybym był sam, pewnie musiałbym zabić strażników, jednak dzięki pomocy tego chłopaka wystarczyło ich jedynie uśpić chloroformem.
          Posiedziałem jeszcze chwilkę, póki nie zobaczyłem, że w oddali ktoś zmierza w moją stronę. Wstałem i zaraz rozpoznałem te dwie znajome sylwetki. Westchnąłem, bo już zacząłem obawiać się, że się rozmyślili.
          - Idziemy? – zapytałem, kiedy tylko stanęli naprzeciwko mnie. – Po drodze wam wszystko wyjaśnię.
          - Jasne, chodźmy.
          - Najpierw pytanie, czy wiecie co to chloroform – zacząłem, jednak widząc pytające spojrzenie chłopaka, westchnąłem. – To jaki związek chemiczny, wykorzystywany kiedyś do narkozy. Często pojawia się w różnych filmach. Należy namoczyć w nim szmatkę, przyłożyć do czyichś ust i poczekać kilka sekund. Po takim czasie wybrana osoba traci przytomność, zasypia. W podobny sposób pozbędziemy się strażników, będziesz jednak musiał mi pomóc.
          - No dobra, ale co później? Umiesz otworzyć śluzę?
          - Nie wiem, spróbujemy. Jeśli uda nam się w tym samym czasie uśpić strażników, to nie zobaczą naszych twarzy, także w razie jakichkolwiek komplikacji trudno będzie nas znaleźć. Nie licząc tego typa, który przyłapał mnie na drugim piętrze.
          Resztę drogi przeszliśmy w ciszy. Jedynie ta parka co jakiś czas szeptała coś do siebie, lecz ja się nie wtrącałem. Rozumiałem, że mieli swoje prywatne sprawy, nie miałem zamiaru się w to mieszać. Usłyszałem jedynie jedno zdanie, w którym obwiniała się o całą apokalipsę. Byłem bardzo ciekawy, jak to właściwie się stało, że wciągu jednego dnia cały świat pogrążył się w strachu i chaosie, ale nie miałem zamiaru dopytywać. Jeżeli nie chcieli mi nic mówić, to nie naciskałem. Oni mają swoje sprawy, ja swoje.
          - Powiedz mi – zaczęła szatynka, zwracając się do mnie. – Co masz zamiar zrobić, kiedy zyskasz Księgę?
          To pytanie nieco mnie zaskoczyło, ale wydało się również sensowne. O tym nie pomyślałem. W końcu co mi z tego, że dowiem się czegoś o spowiedniku, kiedy tak naprawdę jestem niedoświadczonym gówniarzem.
          - Nie mam pojęcia – przyznałem zgodnie z prawdą. – Z tego co wiem, to Rada Starszych powinna powiadomić mnie o moim przeznaczeniu jeszcze trzy lata temu, ale jak widać coś musiało ich powstrzymać. Wiesz, jak się z nimi skontaktować?
          Zapytałem i spojrzałem na nią, jednak ona wymieniła się z chłopakiem spojrzeniami. Widać wiedzieli coś na ten temat, ale nie byli pewni czy mi mówić. Przez kilak sekund zachowywałem spokój i czekałem spokojnie na ich ruch, lecz po jakimś czasie zacząłem tracić cierpliwość i nerwowo wciągnąłem powietrze.
          - Musiałbyś się zabić – mruknęła niepewnie. Spojrzałem na nią przerażony. – Spokojnie, może w Księdze będzie inne wyjście. W każdym razie ja byłam martwa trzy razy i właśnie przez to sprowadziłam demony na nasz świat.
          - Właśnie, jak to się w ogóle stało? – zapytałem, nie wytrzymując z ciekawością zżerająco mnie od środka. – O ile chcecie w ogóle o tym mówić, nie namawiam.
          - Nie, spoko – uspokoiła mnie. – Po prostu...Zabiłam się, żeby porozmawiać z Radą na pewien temat. Niestety w czasie mojej kilkuminutowej nieobecności demony zdarzyły przedostać się na drugą stronę. Przez swój egoizm zrujnowałam ludziom życie.
          - Spokojnie, na pewno miałaś jakiś ważny powód żeby to zrobić – powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej pocieszająco. Ona odwzajemniła to, po czym resztę drogi przemierzyliśmy w ciszy.

 

 

 
          - Wiesz, co robić? – szepnąłem w stronę szatyna, na co ten kiwnął twierdząco głową.
          Ścisnąłem w dłoni wilgotną szmatkę, westchnąłem i szybki truchtem podbiegłem do jednego z mężczyzn. Zaszedłem go od tyłu i przycisnąłem szmatkę do jego ust. Jeszcze przez chwilkę się szarpał, lecz po chwili upadł nieprzytomny na ziemię. To samo stało się z drugim, którego pozbył się mój towarzysz. Uśmiechnąłem się do siebie, pogrzebałem trochę zamku i po kilku sekundach udało mi się odsunąć właz.
          - Jak wy właściwie macie na imię – zapytałem, wchodząc po schodach. – Razem stąd nawiewamy, a nawet nie znam waszych imion. Ja jestem Nathan.
          - Naomi – przedstawiła się dziewczyna. – To jest Cole.
          - Teraz przynajmniej wiem jak się do was zwracać – powiedziałem i chciałem odwrócić się w ich stronę, jednak moją uwagę zwrócił hałas kilka pięter wyżej. Momentalnie zatrzymałem się i zacząłem się przysłuchiwać głosom z góry. Było słychać jakieś ciężkie kroki, a następnie ten sam ryk, który jeszcze jakiś czas temu choć w pewnym stopniu odstraszył zombie.
           Nasłuchiwałem jeszcze chwilę, po czym momentalnie ruszyłem na górę. Cole krzyknął jeszcze za mną, jednak ja byłem zbyt pewny swojego, aby się zatrzymywać. Dopiero po przemierzeniu kilku pięter znalazłem się naprzeciwko drzwi. Z lekkim przestrachem uchyliłem je. Moim oczom ukazał się widok, przez który uśmiech wpełzł na moją twarz. Ogromny, dwumetrowy gryf z pięknymi, żółto-czerwonymi piórami. Posiadał oczy koloru krwi, potężny dziób i ogromne pazury. Tak, to właśnie on.
          - Buru…

----------------------------------------------------

Supraaajs xd Naomi i Cole wrócili xdd Zakładałam to od samego początku bloga, to był właśnie ten mój genialny pomysł. Cieszycie się z powrotu naszej ukochanej parki? Ja bardzo xd
Ale to już zależy od naszego gustu xd Sorki, jeśli nie przypadły wam do gustu za bardzo te przemyślenia o chciwości i rządzy władzy, ale jakoś tak mnie wzięło. Po prostu pokazałam tylko co ja myślę o świecie i o ludziach, to wszystko. Jak widać wczułam się trochę za bardzo, ale przynajmniej trochę przedłużyłam ten rozdział xd
Ten podoba mi się trochę bardziej, chociaż nienawidzę tego, jak piszę dialogi -.- Zawsze są jakieś takie drętwe, jak wy to robicie że wam wychodzą? xd

6 komentarzy:

  1. Wróciła nasza kochana parka. Wrócił nasz Buruś kochany :3 Aż serce mnie rozpiera z radości :D
    To co napisałaś o chciwości władzy od zawsze jest aktualne i chyba niestety zawsze będzie xd Wpuść raz świnie do koruta to jej żywej od niego nie odciągniesz xd Wystarczy popatrzeć na naszych "kochanych" polityków xd Przynajmniej 99% patrzy tylko na swój brzuszek i ile tu by jeszcze z nas zedrzeć xd Dupa ich obchodzi los kraju. Będzie wojna z ruskami, my rodacy będziemy walczyć a oni uciekną se na Karaiby xd i nam swoje wielkie cztery litery pokażą .
    Co do dialogów ja też mam z nimi problem xd Jak mam problemy to zaglądam na 6obcy i gadam z chłopakami to mi potem jakoś łatwiej się to pisze ;) Tak bardziej naturalnie niż normalnie. W prawdzie rewelacji u mnie nie ma, ale wydaje mi się, że są jednak o niebo lepsze, niż gdybym miała tak z głowy pisać bez pomocy ;) Może to pomoże i będziesz bardziej zadowolona potem z dialogów ;)
    Mam nadzieje, że pomogłam :) Weny i chęci do pisania moja Droga :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy jeśli chodzi i Nathana to z charakteru nie mamy nic wspólnego, prócz tych poglądów. To, co napisałam o chciwości to było moje zdanie, po prostu chciałam pokazać to, jak ja widzę świat xd
      Chęci i weny....wiesz, przydałoby się, bo piszę codziennie, ale nie do tego bloga. Powiedzmy, że piszę takie opowiadanie dla siebie, i zastanawiam się czy go nie opublikować po skończeniu tego xd Jeszcze się zastanowię xd
      W każdym razie bardzo dziękuję ^^

      Usuń
  2. Hurrra!!! , nawet nie wiesz jak ja baaaardzo się cieszę że przeżyli i są wśród żywych , jeeej , to teraz będzie się działo , tańczyć ze szczęścia , tęskniłam za Colem i to baaardzo za Naomi też, nie mogę się już doczekać nexta , pozdrawiam i życzę dużo wenki i pozytywnego dzionka :-). Z tej strony Agnes

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w końcu to jest kontynuacja "Po drugie stronie lustra" więc bez nich to to nie byłoby to samo xd No cieszę się, że ci się podoba ;) Wielkie dzięki ^^

      Usuń
  3. Kiedy next ???????! , chcę już nowy rozdział !!!!!!!!!!, pliss dodaj go w tym tygodniu , pozdrawiam i życzę udanych wakacjiiii.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej , kiedy masz zamiar dodać nowy rozdział ?! , czekam z utęsknieniem , pozdrawiam i życzę duuuużo weny

    OdpowiedzUsuń