wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 10 Spotkanie z ojcem

      Feniks najwidoczniej usłyszał mój głos, gdyż momentalnie spojrzał w moją stronę. Ryknął cicho i śmieszne przekręcił uszy sprawiając, że miło się na niego patrzyło. Podbiegłem do niego, a ten natychmiast skoczył na mnie i zaczął szturchać mnie dziobem.
     - Dobra, dobra, uspokój się – zaśmiałem się. – Gdzie podziałeś Thomasa?
     Gdy zwierzę tylko usłyszało imię chłopaka, odsunęło się ode mnie i spojrzało na mnie spode łba. Oznaczało to, że albo nie żył, albo po prostu nie miał pojęcia o miejscu, w jakim znajduje się Thom. Zostawiłem go w tamtym pokoju kompletnie pijanego, więc nie wiadomo co takiemu mogło mu odbić. W każdej chwili mógł wyjść na zewnątrz, a przecież kompletnie zalany nie miał szans z zombie czy demonami.
     - Co to jest? – zapytała dziewczyna i niepewnie wskazała na ptaka.
     - Buru, feniks czyli płonący ptak – odrzekłem i złapałem Naomi za rękę, którą zaraz położyłem na dziobie zwierzęcia. – Spokojnie, nie musisz się go bać. Jest przyjazny w stosunku do ludzi, gorzej mają demony.
     - Albo żywe trupy.
     - Nie – zaprzeczyłem i na znak tego pokręciłem głową. – Zombie już nie ma, zniknęły prawdopodobnie już pierwszego dnia. Ich zadaniem było jedynie oczyszczenie planety z ludzi, jak widać poradziły sobie z tym doskonale nie licząc tego, że w bunkrze żyje kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Oni nie mają o tym pojęcia, pewnie uważają, ze udało się przeżyć tylko nielicznym.
     - W pewnym sensie tak jest – powiedział Cole i wzruszył ramionami. – Kiedyż żyły tu miliony ludzi, teraz tylko garstka.
     Można powiedzieć, że chłopak miał rację. Już nie byliśmy władcami świata tak, jak kiedyś. Teraz byliśmy jak robaki; musieliśmy się ukrywać w podziemiach aby mieć jakąkolwiek szansę przeżycia. Demony już wygrały, ale ludzie nie mieli o tym pojęcia. Woleli ukrywać się niż walczyć.
     Kiedyś, wracając ze szkoły, uświadomiłem sobie jacy jesteśmy. Idąc chodnikiem zauważyłem bramę wejściową parku, która zajmowała całą szerokość chodnika. Ominąłem ją, przechodząc trawnikiem, i wtedy zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy; ludzie, zamiast pokonując przeszkody, iść im na przekór, wolą je omijać z daleka. Tak właśnie jest i teraz. Wolimy się ukrywać i przeczekać wszystko, ustąpił złu, zamiast walczyć o coś, co należy do nas. Kiedy idziemy ulicą i na naszej drodze staje dwóch karków nie walczymy z nimi, lecz próbujemy ich wyminąć. Jeśli nawet w trakcie takiego prostego wydarzenia wolimy czemuś ustąpić, to nie mamy szans z siłami nadprzyrodzonymi.
     - Dobra, jaki jest plan? – zapytała w końcu Naomi.
     - Buru podrzuci nas do twojego domu, dobra?
     - A uniesie nas wszystkich?
     - Też racja – westchnąłem i zacząłem zastanawiać się, jak inaczej we trójkę dostaniemy się do domu po za miastem. – Dobra, później to wszystko dokładnie obmyślimy. Teraz załatwmy jakąś broń, a później najwyżej znajdziemy jakieś auto. Jakoś się tam dostaniemy, musimy.
     Oboje popatrzyli po sobie, po czym kiwnęli głowami. Odwróciłem się i ruszyłem w stronę wyjścia. Para, niepewnie, ale zrobiła to samo. Widziałem, że mi nie ufali. Nie byli pewni, czy mam dobre intencje, w końcu nie udowodniłem im swojej mocy. Właściwie to sam nie rozumiałem, dlaczego darzyli mnie taką niepewnością. Ja jednak zrozumiałem jak potężną moc posiadam dopiero dzisiaj, więc nie mogłem wiedzieć, co wewnętrznie przeżywali oni. Osoby, które już od długiego czasu widziały o wiele więcej, niż przeciętny Kowalski.
     Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, rozkazałem Buru, żeby patrolował okolicę z góry. Ten na znak zgody warknął coś nieartykułowanego i wzbił się w powietrze. Ja popatrzyłem na dziewczynę, a ona od razu zrozumiała co mam na myśli. Ruszyła naprzód i zaprowadziła nas do sklepu w bronią, znajdującego się niecałe pół mili dalej.
     Zaczęliśmy przeczesywać cały sklep. Najwyraźniej w czasie ataku zombie nie tylko my pomyśleliśmy o broni. Budynek był całkowicie zrujnowany. Dopiero po dokładnym przeglądnięciu wszystkich kątów pomieszczenia głównego i zaplecza, udało nam się znaleźć dwa plecaki, cztery pistolety maszynowe UD42 z magazynkiem pudełkowym, mieszczącym dwadzieścia naboi, kilka granatów ręcznych i naboje. Były jeszcze karabiny maszynowe czy zwykłe pistolety, ale one mnie nie interesowały. Granaty i naboje podzieliłem równo i wrzuciłem do dwóch plecaków. Pistolety dałem i Naomi, i Cole’owi, udzielając im krótką lekcję, jak obchodzić się z bronią. Wiedziałem, że nie bardzo rozumieli o co chodzi, ale byłem pewien na podstawie własnego przykładu, że w końcu wszystko zapamiętają. Po za tym to było tylko na wszelki wypadek; ja chciałem jedynie zdobyć Księgę, potem mieliśmy się rozdzielić.
     - I gdzie ty chcesz znaleźć jakiś samochód z kluczykiem w stacyjce? – zapytał szatyn, kiedy wyszliśmy z budynku.
     - A co ty jesteś takim pesymistą? Na pewno jakiś się znajdzie, musisz mieć nadzieję – odpowiedziałem.
     - Straciłem nadzieję z dniem, kiedy nasz świat pogrążył się w chaosie, a tysiące ludzi umierało na moich oczach.
     Umilkłem. Wolałem nie ciągnąć dłużej tego tematu tylko ruszyć dalej w poszukiwaniu jakiegoś środku transportu. W końcu chciałem jak najszybciej to skończyć, bo mimo wszystko Cole i Naomi mnie spowolniali. Niby dawałem tej dziewczynie jakąś nadzieję, że z jej pomocą uda nam się wszystko odwrócić, ale nie mówiłem poważnie. Wiedziałem, że nie zdoła przeżyć choćby jednego dnia na powierzchni, nawet ja ledwo dawałem sobie radę. Umiałem przetrwać tylko dzięki pomocy Thomasa. Teraz robiłem sobie jedynie nadzieję.
     Kilka przecznic dalej znaleźliśmy pojazd na chodzie. O dziwo, w czasie całej wędrówki nikt nas nie atakował; całą drogę pokonaliśmy w spokoju. Podejrzewałem coś, bo w końcu demony nie mogły tak nagle zniknąć i odpuścić. Obawiałem się, że mogą nas obserwować z ukrycia i zaatakować  w najgorszym dla nas momencie. Może po prostu chcieli, żebyśmy doprowadzili ich do Księgi, a później bylibyśmy już po prostu niczym niepotrzebnymi istotami ludzkimi. W końcu to postacie nadnaturalne, z takimi nic nie wiadomo.
     Ustaliśmy, że to Cole będzie kierować. Mimo wszystko to on znał drogę, także nie miałem zamiaru się z nim wykłócać o to, kto zasiądzie za kierownicą. Zresztą przecież nie to było wtedy ważne, ludzie byli zmuszeni do innego toku myślenia. Zamiast wykłócać się o mało ważne rzeczy, musieli dochodzić do konsensusu. Tak właśnie było i tym razem, dzięki czemu szybko dojechaliśmy do domu zielonookiej. Znajdował się kilka kilometrów za miastem, także dostaliśmy się tam w kilkanaście minut. Od razu szybko wysiedliśmy z auta i wbiegliśmy do mieszkania. Ja jeszcze dokładnie rozglądnąłem się po okolicy, upewniłem się, że Buru przyleciał za nami i ruszyłem za resztą.
     Co mnie bardzo zdziwiło, dom był w dość dobrym stanie. Jedynie jakieś drobiazgi porozrzucane były po podłodze, jednak nic więcej nie rzuciło mi się w oczy. Gorzej było, jeśli chodzi o pokój dziewczyny. Połamane meble, porozrzucane książki i plamy krwi na podłodze. Ja, chodząc z latarką z powodu braku prądu i nocy panującej za oknem, przeglądałem wszystkie kąty w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Para w tym samym czasie przeczesywała stosy książek w poszukiwaniu tej pożądanej przez nas. Chciałem im pomóc, ale nawet nie wiedziałem jak wygląda Księga, wolałem po prostu stać na uboczu i nie przeszkadzać.
     - Kurwa, zabrali ją! – przeklął w końcu Cole, rzucając jednym z tomów o podłogę. – Można było się tego domyślić, skurwysyny domyśliły się, że po nią wrócimy!
     Chcieliśmy już wychodzić z pokoju, kiedy zauważyłem czarne, lepkie ślady prowadzące do łazienki dziewczyny. Momentalnie pokazałem to reszcie i postanowiłem tam zaglądnąć. Z specjalnego paska przypiętego do spodni wyjąłem pistolet, a latarkę przełożyłem do lewej ręki. Pchnąłem drzwi i zauważyłem, że ślady prowadzą wprost do wanny, którą osłaniał czarny materiał. Wziąłem głęboki wdech i podszedłem tam z drżącymi rękami i mocno bijącym sercem. Krew w żyłach pulsowała mi do tego stopnia, że prawie rozsadzała mi głowę i resztę ciała. W końcu jednak wziąłem się na odwagę i odsunąłem zasłonę.
     Jakież było moje zdziwienie, kiedy nie zobaczyłem nic, prócz odbić stóp na dnie wanny. Coś mi nie pasowało w tym wszystkich, ponieważ były tu ślady prowadzące do łazienki, jednak nie było tych powrotnych. Przełknąłem wielką gulę uniemożliwiającą mi oddychanie i zacząłem sunąć strumień światła w górę, wzdłuż ściany. Nagle, w samym rogu, natrafiłem na parę czerwonych ślepi wpatrujących się we mnie. Te podarte łachy, czarna skóra i mina wyrażająca krzyk rozpaczy zszokowały mnie do tego stopnia, że nie mogłem się ruszyć.
     Potwór mnie wyprzedził. Rzucił się na mnie ze swoimi obślizgłymi łapami i prawie wywrócił na ziemię. Udało mi się jakimś cudem zrobić unik i jedynie zahaczyć o jego ciało. Wtedy od razu wybiegłem z pomieszczenia i wróciłem szybkim sprintem do auta wraz z moimi towarzyszami. Wsiedliśmy do pojazdu i odjechaliśmy z piskiem opon. Odwróciłem się jeszcze i upewniłem czy stwór nie zbiegł za nami, lecz na moje szczęście został w budynku.
     - Co to, kurna, było! – krzyknąłem, oddychając szybko i próbując uspokoić rozszalałe serce.
     Przyglądnąłem się Naomi siedzącej na miejscu obok kierowcy i zauważyłem, że ona coś wie. Miała smutną, zszokowaną minę i co jakiś czas wymieniała spojrzenia z Cole’m. Przez te kilkadziesiąt sekund siedziałem cicho, jednak nie wytrzymałem długo i zacząłem ich ponaglać, aby wytłumaczyli mi to całe zdarzenie, które zaszło w mieszkaniu czarnowłosej.
     - Ja wiem kto to był – zaczęła, przełykając ślinę. – To mój ojciec.
     - C-co? Jak to ojciec?! – zapytałem kompletnie zaskoczony.
     - Możesz uważać, że wszystkie zombie już zniknęły, jednak mylisz się. Ci, którzy zostali ugryzieni, zostali. Jest ich bardzo niewiele, bo żywe trupy raczej od razu zjadały lub zabijały, a nie infekowały. Najwyraźniej ten, co zaraził mojego, był albo syty albo po prostu dostał w głowę zanim zdążył zrobić coś więcej.
     - Ale w takim razie gdzie może być Księga? Kto ją zabrał i gdzie? Musimy ją znaleźć!
     - „My”? – zapytał Cole i prychnął. – Przecież wiem, że chciałeś się nas pozbyć, bo byliśmy ci potrzebni tylko do odnalezienia Księgi.
     - Co? Nie! – skłamałem. – Nie wiem o czym mówisz.
     - Nie udawaj głupiego – naskoczył na mnie i spiorunował wzrokiem. – Dobrze wiem, że chciałeś jedynie zdobyć Księgę, nie byliśmy ci do niczego więcej potrzebni. Niestety muszę się zawieść, ale sam nie pokonasz demonów, do tego potrzeba jest ci pomoc pogromczyni. Po za tym Księga nie jest twoja, także czy tego chcesz czy nie, jesteś na nas skazany.
     Westchnąłem głęboko rozumiejąc, że szatyn mnie przejrzał. To prawa, że chciałem sam wszystko załatwić, a było kilku powodów. Po pierwsze nie chciałem się z nikim użerać, samemu było mi o wiele łatwiej przemieszczać się i bronić. Po za tym wolałem sam wszystko załatwić, wtedy wszystkie laury przypisano by mi. Ale wierząc słowom chłopaka, musiałem odpuścić i liczyć się z ich zdaniem.
     - Dobra – westchnąłem. – Niech wam będzie. Pomogę wam, o ile powiecie mi wszystko co wiecie o tym zaklęciu.
     Momentalnie w moją stronę odwróciła się Naomi, siedząca obok miejsca kierowcy.
     - Zaklęcie lustra. Pozwala pozbyć się demonów z świata ludzi, jeśli zachodzi taka potrzeba. Niestety, potrzebny jest do tego Kamień Kadwadu. Kilkaset lat temu został podzielony na pięć części, które ukryte zostały w różnych miejscach na świecie. W Księdze napisane są zagadki pozwalające je znaleźć, tak więc koniec końców bez niej nic nie zdziałamy.
     - To zaczyna być coraz bardziej skomplikowane, niż myślałem na początku – przyznałem.
Z początku wszystko wydawało mi się nadzwyczaj łatwe. Myślałem, że znalezienie Księgi i wypowiedzenie zaklęcia załatwi wszystko, kiedy tak naprawdę rzeczywistość była o wiele lepiej zaplanowana. Zacząłem żałować, że pozwoliłem, aby wciągnięto mnie do tej irracjonalnej przygody, ale nie miałem zamiaru przez resztę życia siedzieć pod ziemią z założonymi rękami i czekać, aż sprawa sama się załatwi, lub po prostu poddać się. Zawsze dążyłem do celu i tym razem także miałem zamiar to zrobić.
     Nagle wpadłem na pewien pomysł.
     - Naomi – mruknąłem, po czym ciemnowłosa spojrzała na mnie z zainteresowaniem. – Słyszałaś kiedyś o przenoszeniu rzeczy w czasie i przestrzeni?
     Dziewczyna pokiwała przecząco głową, lecz zaraz do naszej rozmowy dołączył się Cole, do tej pory zbyt pochłonięty drogą.
     - Niektóre osoby to potrafią, choć początkowo przytrafia im się to tylko przypadkowo, najczęściej przez sen. Zazwyczaj ten dar mają wampiry, syreny, spowiednik….Zaraz, czy ty myślisz o tym samym co ja? – zapytał, marszcząc czoło. Kiwnąłem głową, uśmiechając się półgębkiem.
     - Chcę przenieść Księgę do nas, niestety nie wiem jak to zrobić. Musicie mi pomóc. Kiedyś udało mi się przez sen przetransportować kartkę z zaklęciem z Księgi, ale sam nie rozumiałem jak to się stało. Teraz mamy szansę zrobić to samo, o ile mi pomożecie.
      - Wiem, jak to się robi, także na mnie możesz liczyć – powiedział szatyn i po raz pierwszy, odkąd się w ogóle poznaliśmy, uśmiechnął się lekko.


----------------------------------------------------------------------------

Joł wszystkim ;)
Na samym początku chciałam serdecznie przeprosić za to, że nie dawałam znaku życia. Sama nawet nie wiem jak mam to wytłumaczyć, ale ma nadzieję, ze był to ostatni raz. W ciągu ostatniego tygodnia wzięłam się nieźle za siebie i jak na razie mam napisane trzy rozdziały do przodu, także miejmy nadzieję, że nie będzie tak źle xd
Jeśli chodzi o powody mojej nieobecności....Sama nie wiem, na prawdę xd Dostałam jakiegoś bzika na punkcie sami "Zmierzch" i czytałam to i oglądałam całymi dniami xd Jeszcze wcześniej była sprawa z takim kolesiem, ale co wam będę to tłumaczyć. W każdym razie wróciłam i bardzo przepraszam.
Chciałam również powiedzieć, że jeśli ktoś dodał rozdział, a nie ma tam mojego komentarza, to mimo wszystko może być pewny, że przeczytałam, jednak nie zostawiłam po tym żadnego śladu xd
Mam nadzieję, że nie macie mi tego wszystkiego za złe xd Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam ;)

6 komentarzy:

  1. W końcu rozdział!!! Jupiiiiiiiiiiiii!!!!
    Chciałam cię przeprosić, bo chyba pod ostatnim rozdziałem nie zostawiłam komentarza.
    Sorry, ale nie mam weny do komów, więc wenki, pomysłów, chęci i czasu do pisania.
    Już czekam na następny rozdzialik.
    :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi słyszeć, że choć jedna osoba się stęskniła xd
      Jasne, rozumiem, też nie zawsze daje komentarze (choć zazwyczaj daję xd). I spoko, nie ma problemu, lepiej się pisze rozdziały niż komentarze xd
      Dziękuję <3

      Usuń
  2. Hej, czuje się urażona , przecież ja też baaaaardzo za Tobą tęskniłam , znaczy się za rozdziałem i Tobą też :-) , pozdrawiam i życzę udanych wakacji :-) , ja tu prawie codziennie zaglądam za nowym rozdziałem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że ktoś jeszcze czyta mój blog i mu się podoba xd Takie komentarze jak twój dodają mi wiary w siebie, dziękuję ^^

      Usuń
  3. Ahoj! Moja egzystencja cieszy się, że moja kochana psychopatyczna duszyczka dała znak życia i uraczyła takim wspaniałym rozdziałem :3 *rozrzuca konfetti*
    Czy mam wrażenie czy to była jakby taka pierwsza część bloga? Bo puki co ograniczało się do przeżycia, a teraz zacznie się ta właściwa część z szukaniem kamyczka :D Już się nie mogę doczekać xD Ciekawi mnie jeszcze gdzie się Thomas podział. móżdżek mi mówi, że został porwany przez demony i będzie trzeba go potem ratować. Albo mu wyjęto mózg i stał się robotem na usługach tej demonicznej kobietki na mrocznym koniu czy coś w ten deseń xD
    Mówisz zmierzch? Ja też niedawno miałam bzika i musioałam przeczytać i książki i obejrzeć wszystkie filmy *.* a jeszcze kilka lat temu chciało mi ise wymiotować jak ktoś o tym opowiadał xd wydawało mi się przereklamowane. w sumie nadal twierdze, że historia beznadziejna sama w sobie ale książka była rewelacja ;) Film gorszy ale nie zasnęłam więc jest okej. Teraz mnie wzięło na serial "Teen Wolf" Chyba się normalnie zakochałam ;*
    Pozdrawiam i życzę wenki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także jeszcze jakiś czas temu uważałam, że zmierzch jest denny, ale nie miałam co czytać, więc wypożyczyłam zmierzch. Zarówno film jak i książka są cudne *.* Normalnie Edward 4ever <3 Aż żałuję, że jako pierwsza nie wpadłam na pomysł tak wspaniałej powieści, bo, nie wiedziałam że to kiedyś powiem, ale jest lepsza od "Metro 2033" xd Serio, nie wiem jak do tgeo doszło, bo do tej pory szalałam za tą książką, nawet koleżka była w szoku, jak to usłyszała xd
      Tak, można powiedzieć, że teraz zaczynamy przechodzić do meritum. Jeśli chodzi o Thomasa, to nie szukałabym tak daleko xd Ale twoje pomysły też mi się podobają xd Gdyby mu mózg wyjęli to tym bardziej byłby takim zombie xd
      Dzięki :)

      Usuń