- Jezu, jaki ty jesteś…. – zaczęła brunetka podniesionym głosem, jednak zaraz umilkła i jedynie warknęła w moją stronę.
- Ej, Naomi, uważaj sobie z tym warczeniem, bo cię gryfem poszczuje.
Mierzyliśmy się spojrzeniami jakiś czas, dopóki między nami nie usiadł Cole i nie zakończył tej zażartej bitwy na spojrzenia, która, w moim mniemaniu, mogłaby się nawet skończyć rękoczynami.
- Uspokójcie się, ćwoki – burknął szatyn, jeszcze bardziej nas od siebie oddalając, po czym spojrzał na mnie. – A ty przestałbyś wreszcie kwestionować nasze….
- Właśnie, ciulu – wtrąciła się niebieskooka. – Jesteśmy bardziej rozeznani w tych sprawach, niż ty.
- Jeśli chodzi o „te” sprawy, to nie będę kwestionował zdolności Cole’a słonko – mruknąłem, posyłając jej szyderczy uśmieszek. – Ale nadal nie rozumiem, co wasze sprawy łóżkowe mają wspólnego z jakimś kamieniem.
Tym razem dziewczyna nie wytrzymała i rzuciła się na mnie. Zanim jej chłopak ją ode mnie odciągnął, zdążyła rozciąć mi wargę, potłuc żebra i narobić kilka siniaków oraz zadrapać.
- Kurna, człowieku, wpędzisz mnie kiedyś po grobu – burknęła w moją stronę, nadal przygnieciona przez ciężar ciała zielonookiego. – Jesteś jakiś niewyżyty.
- I kto to mówi – zaśmiałem się. – Ja sobie żartuję, a ty do mnie do razu z łapami.
- Bo my próbujemy ci wytłumaczyć sprawę z kamieniem, a ty nie dość, że się z nami nie zgadzasz, chociaż lepiej znamy się na – tutaj przerwała. – sprawach magii – dokładnie podkreśliła te dwa słowa. – to jeszcze zmieniasz sens moich słów. I tak ciesz się, że ci kości nie połamałam.
- Dobra, dobra, moja wina, przepraszam – mruknąłem z uśmiechem.
Kto jak kto, ale ja doskonale umiałem przyznać się do błędu. Przyzwyczaiłem się. W liceum co chwilkę rzucałem jakieś zabawne komentarze. Moja publiczność zazwyczaj się śmiała, jednak były osoby, które, jak widać, nie znały się na żartach. Rozumiałem to, że nie każdy miał do siebie taki dystans, jak ja.
- Dobra, a więc po kolei. Wytłumaczycie mi wszystko?
Chłopak zgromił Naomi wzrokiem, jakby chciał powiedzieć „Tylko bez żadnych podobnych akcji”, i puścił ją w końcu. Ciemnowłosa poprawiła zmierzwione włosy i wygładziła zmięte ubranie, po czym zwróciła się w moją stronę z nadal lekko poirytowaną miną.
- Tutaj nawet nie ma zbytnio co tłumaczyć. Znalazłeś pierwszą część kamienia. Jak już wcześniej wspominałam, jest ich pięć, także choć część możemy już sobie odhaczyć. Podpowiedź w Księdze brzmiała „Odnajdź kobietę z pajęczyną na ustach, wśród czerwieni i mroku. Patrz jej w oczy”.
Wszystko się zgadzało. Zasklepione usta istoty wyglądały zupełnie tak, jakby jakiś pająk postanowił zrobić sobie na nich pajęczynę. Do tego pokój, w jakim się znajdowała, był koloru czerwonego, a jedyne światło dobiegające do niego, można było wychwycić dzięki blaskowi księżyca za oknem. Jeśli chodzi o patrzenie jej w oczy, nawet nie było czego tłumaczyć; w końcu kamień znajdował się w jej oczodole.
- Jaka jest w takim razie następna podpowiedź? – zapytał szatyn.
- Nie jestem zbyt dobra w tak zaawansowanej łacinie – mruknęła zasmucona. – Wiem jednak, że mówią tu coś o jakimś sklepie z….kamieniami? Coś w tym stylu.
- No za dużo to nam to nie wyjaśniło - przyznałem
- Ale nadzieję trzeba mieć – pocieszył mnie Cole.
Minęło kilka dni. Szczerze mówiąc, to staliśmy w miejscu, bo nadal nie
rozumieliśmy znaczenia zagadki. Niby Rada mi wszystko objaśniła – moim zadaniem
była pomoc w zlikwidowaniu demów, a w zamian mnie nie zabiją – ale trudno było
znaleźć drugą część. Ja osobiście zaproponowałem zajęciem się następną zagadką,
jednak Naomi odwiodła mnie od tego zamiaru. Powiedziała, że nie znajdziemy
trzeciej części kamienia, nie znajdując wcześniej drugiej, nawet gdybyśmy znali
jej położenie. Każda część, bez wyjątku, pojawia się w wyznaczonym miejscu
zaraz wtedy, kiedy jej poprzedniczka zostanie odnaleziona. Było to bardzo
zagmatwane i sam zrozumiałem to dopiero po jakimś czasie, choć wielu informacji
na temat magii i naszego zaangażowania w całą tą misję nie zdołałem jeszcze
przyswoić. Musiałem polegać na doświadczeniu i zaangażowaniu moich
współtowarzyszy.
Co jakiś czas zmienialiśmy nasze kryjówki, aby nie mieli szansy nas
wytropić. Za dnia bez celu krążyliśmy po mieście, kiedy Buru patrolował
okolicę, a wieczorami zastanawialiśmy nad słowami zagadki-przepowiedni.
Szczerze mówiąc, to ja już odpuściłem i tak naprawdę przeglądałem jakieś
książki i pisemka – tylko bez żadnych obleśnych skojarzeń, nie jestem zboczony
– kiedy Naomi uparcie kartkowała Księgę od początku do końca po kilka razy,
szukając jakiejś wskazówki.Tego wieczoru siedziałem na fotelu, czytając jakieś słabe romansidło – jedyną książkę w tym domu, która nie była na tyle podarta. Początkowo cały czas krzywiłem się, jednak po jakimś czasie zacząłem rozumieć to stado nastolatek zakochanych w Robercie Pattinsonie. Nie, żebym był odmiennej orientacji. Bez przesady.
Tom nosił nazwę Zmierzch, a właściwie Przed świtem. Wydaje mi się, że nie ma dziewczyny, która choćby nie kojarzyła tej nazwy z jakąś przeciętną nastolatką, która nie wie, czy wybrać wampira czy wilkołaka. Pewnie nie wytrzymałbym tych rozterek miłosnych, gdyby mnie to, że część czwartego tomu była napisana oczami Jake’a. Gość wydawał się spoko i był chyba jedyną normalną osobą, do której miałem szacunek.
Gorzej, jeśli chodziło o resztę postaci.
Bella, uzależniona od namiętności nastolatka, która tłumaczy sobie swoje popędy seksualne miłością do, niejakiego, Edwarda, który z kolei zamiast korzystać z okazji i przelecieć laskę, woli użalać się nad samym sobą, bo nie chce jej krzywdy. Dopiero później zaczyna się zachowywać jak facet i ulega swojej ukochanej, rozrywając przy tym zębami dwie poduszki i łamiąc ramę łóżka. Jak widać istniały osoby podobne w pewnym sensie do Christiana Grey’a – brakowało tylko różowych kajdanek i lateksowych majtek.
Za bardzo wczułem się w klimat książki, także wracając.
Zarówno Cole, jak i Noami, nie zwracali na mnie zbytniej uwagi. Było mi to na rękę, bo zawsze byłem leniwy i spodziewałem się, że będą mi to wypominać. Jak widać nie mieli takiego zamiaru, przez co jeszcze bardziej ich lubiłem. Właściwie zacząłem mieć już nawet wyrzuty sumienia, że ani trochę się nie przykładam do znalezienia kamienia, lecz nawet nie wiedziałem od czego zacząć. Wolałem trzymać się na uboczu i starać się po prostu niczego nie zniszczyć.
- Jeszcze nigdy nie wiedziałem faceta, który czytałby romansidło – przyznał szatyn, patrząc na okładkę książki.
- Wiesz co, muszę przyznać, że to nie jest takie złe.
- Ale z ciebie frajer.
- Na pewno lepsze to, niż wpatrywanie się w to, co robicie. Pomógłbym wam, ale nie wiem nawet co robić. Po za tym przemyślenia wilkołaka są nawet ciekawe, gorzej jeśli chodzi o tą całą Bellę, ale to da się przeżyć.
- Cole, daj chłopakowi spokój, ja tam jestem po jego stronie – powiedziała ciemnowłosa, a ja posłałem jej lekki uśmiech, który zaraz odwzajemniła. – Ani tego nie czytałeś, ani nie oglądałeś, także myślisz, że chodzi tam tylko o rozterki miłosne. Mimo wszystko musisz pamiętać, że zaliczana jest do grona fantastyki, a nie romansideł.
- Niech wam będzie – prychnął Cole. – I tak mówienie do was to jak rozmawianie ze ścianą. Ale rozumiem, Nathan choć raz chcę się poczuć kobieco.
Zamknąłem tom i rzuciłem nim w stronę szatyna. Na moje szczęście, a jego nieszczęście, udało mi się trafić nim prosto w głowę chłopaka. Ten siedział chwilę bez ruchu, ale nie widziałem, jak wzbiera się w nim gniew.
- Wybacz Naomi, idę położyć pewnego rozwydrzonego bachora spać.
Zaraz zerwał się z kanapy i ruszył w moją stronę. Zaśmiałem się nerwowo i zacząłem uciekać. Obiegliśmy cały dam dookoła, aż na powrót trafiliśmy do salonu, gdzie niebieskooka przyglądała nam się z uśmiechem na ustach, a kiedy jej chłopak wreszcie mnie dogonił i rzucił mi się na plecy, wręcz wybuchła śmiechem.
Zaczęliśmy się tarzać po ziemi. Warczeliśmy na siebie nawzajem i szarpaliśmy, ale wiedziałem, że to tylko takie droczenie się za pomocą siły fizycznej. Koniec końców Naomi musiała nas rozdzielić, kiedy chłopak próbował skręcić mi kark, a ja czyhałem na odpowiedni moment, żeby złamać mu nogę. Skończyło się na kilku siniakach i otarciach.
- Debilu, prawie mi łeb skręciłeś – warknąłem, rozmasowując obolałą szyję.
- A co ja mam powiedzieć? – zapytał i popatrzył na mnie z wyrzutem. – Nie dość, że mogłem stracić nogę, to jeszcze tak mi przypieprzyłeś, że nie dużo brakowało, a nos byś mi złamał, deklu.
- Uspokójcie się – wrzasnęła dziewczyna. – Jesteście jak dzieci, naprawdę. Popisujecie się, jeden stara się być lepszym od drugiego.
- I tak ja jestem lepszy, prawda?
Szatyn pociągnął ciemnowłosą w swoją stronę tak, że zmusił ją do tego, żeby usiadła mu na kolanach. Ta próbowała mu się wyrywać, jednak on w odpowiedzi zamruczał jak kot i lekko przygryzł jej ucho. Następnie przesunął się na szyję, delikatnie muskając ją wargami. Naomi momentalnie uspokoiła się i pozwoliła poddać się pieszczotom.
Westchnąłem i postanowiłem iść do którego z pokoi; byle tylko nie patrzeć na ich okazywanie uczuć. Nigdy nie odczuwałem takiej potrzeby, aby posiadać dziewczynę i wymieniać się z nią zarazkami, dlatego nie rozumiałem także ich dwoje. Nie wiem, może po prostu byłem jeszcze bachorem nie rozumiejącym tego, co to jest miłość, ale nie miałem zamiaru się do niczego zmuszać. Mimo wszystko rozumiałem, że oboje muszą odreagować tą całą chorą sytuację z zombie, także wolałem im nie przeszkadzać.
Otworzyłem jedne z drzwi i padło na sypialnię, prawdopodobnie jakiegoś nastolatka, sądząc po wystroju. Położyłem się na łóżku pod oknem i spojrzałem na zegar ścienny, który jakimś cudem jeszcze działał. Wprawdzie w sytuacji wojny nie powinno się zwracać uwagi na upływający czas, ale starałem się chociaż zachować pozory jakiejkolwiek normalności. Okazało się, że było już po jedenastej w nocy, także przymknąłem powieki i czekałem, aż zmorzy mnie sen.
- Nathan – krzyknął wysoki głos z salonu. – Do niczego nie doszło, zboczeńcu. Nie musisz się ukrywać.
- Spokojnie, mi tutaj wygodnie – odkrzyknąłem. – Możecie się zając sobą, nie przeszkadzajcie sobie. Rozumiem, że każdy ma swoje potrzeby, nawet wy. Tylko nie hałasujcie zbytnio, dobrze? Jest już późno, a nie mam zamiaru wyglądać rano jak to stado zombie.
- Dzięki – zaśmiała się ciemnowłosa.
Dalej nie słyszałem już nic, także nie miałem pojęcia o tym, co tam wyrabiali. Szczerze, to ta niewiedza mnie nawet cieszyła. Wolałem żyć w spokoju i nie wiedzieć, co ci mali zboczeńcy mają w głowach. Dlatego właśnie ułożyłem się wygodnie i próbowałem spać.
Niestety nie wychodziło mi to zbytnio, mimo ciągłego przewracania się z boku na bok. Coś bardzo mnie trapiło i najwyraźniej chodziło tu o kamień. Pragnąłem jak najszybciej skończyć tą cała szopkę i wrócić do domu jak gdyby nigdy nic się nie stało.
Rada zapewniła mnie, że kiedy zakończymy ten cały obrzęd i sprowadzimy demony z powrotem do lustra, to oni dołożą wszelkich starać, aby ziemia wyglądała jak wcześniej. Właściwie już teraz mogliby odbudować budynki i przywrócić wszystkich zmarłych do życia, ale jaki to miało sens, skoro i tak zaraz by zginęli, a zjawy zniszczyłyby miasto po raz drugi. Cieszyło mnie to, że wcześniej czy później mama znowu będzie żyć, a nowojorczycy nawet nie będą mieli pojęcia o całym tym wydarzeniu; życie nadal będzie ciągnęło się tak zwyczajnie, jak zawsze.
Jedynymi osobami, jakie miały pamiętać o Apokalipsie były istoty nadprzyrodzone, czyli cała nasza trójka, a nawet i Thomas, jeżeli jeszcze żył. W głębi duszy miałem taką nadzieję, bo w końcu to on mnie uratował i podszkolił w survivalu, ale skoro nie spotkaliśmy go aż do teraz, a jego gryf się od niego dołączył, nie wiedziałem czy mam na co liczyć. W każdym razie jeśli uda nam się i pokonamy demony, to on też ożyje, zatrzymując wszystkie wspomnienia.
Rano obudziło mnie stukanie pojedynczych kropel deszczu o parapet. No
pięknie, jak zwykle pada. Jak widać słowo „późna wiosna” nie ma tu nic do
rzeczy.
- Kurna, jak ja nienawidzę deszczu – syknąłem.Wstałem i spojrzałem na zegar, który wskazywał godzinę szóstą. Domyśliłem się, że moi przyjaciele mogą jeszcze spać, dlatego przeciągnąłem się i zacząłem zastanawiać się, co mogę zrobić. W końcu padło na przeczesywanie szuflad pokoju. Początkowo nie znajdywałem niczego ciekawego, jednak w końcu trafiłem na jakieś granatowe, małe pudełeczko.
Otworzyłem je.
środku znajdował się złoty, śliczny pierścionek z białym brylancikiem. Znajdowała się tam także mała karteczka z napisem Oświadczyny i datą wszczęcia apokalipsy. Zrobiło mi się trochę żal chłopaka, który był właścicielem tej zdobyczy, bo w końcu chciał się oświadczyć swojej miłości akurat tego samego dnia, kiedy demony przejęły władzę nad światem. Pewnie nawet nie zdążył wyznać miłości tej dziewczynie, a co dopiero podarować jej pierścionek z….
Kamieniem…..
Właśnie w tamtej chwili zrozumiałem, gdzie może znajdować się druga część Kamienia Kadwadu.
Łał twój blog jest naprawdę świetny :D
OdpowiedzUsuńWpadłam przypadkiem i przeczytałam wszystkie za jednym razem :D
Chciałabym pisać tak dobrze jak ty :)
Czekam na następny i ciesze się że dodajesz codziennie rozdział :D
Pozdrawiam :D
Właściwie to dodaje rozdziały co tydzień xd I wielkie dzięki za tak miły komentarz, aż się milej na serduszku robi :*
UsuńJeszcze raz wielkie dzięki :)
Ten tekst o zarazkach jest mistrzowski xD Uśmiałam się po pachy xD ciekawe jak by zareagowały na to gołąbki gdyby Nathan powiedział to na głos xD Po prostu mistrzostwo :D
OdpowiedzUsuńJak czytam takie cuda to, aż zaczyna mi się chcieć samej coś skrobać i przesiadywać cały dzień przed lapkiem :P
Powodzonka życzę ;)
Serio aż tak ci się podobało? Chciałam się tylko wczuć jako tako w charakter Nathana i jakoś tak wyszło xd No miło mi, to zabieraj się i pisz bo nadal mam nadzieję, że dasz mi szanse na przeczytanie twojego rozdziału xd
UsuńWielkie dzięki ;)
Ja na początku już wiedziałam, że kamień będzie w sklepie u jubilera kiedy przeczytałam cytat "Wiem jednak, że mówią tu coś o jakimś sklepie z….kamieniami?". Od razu się zorientowałam o co chodzi c:
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam. c:
Cóż, w opowiadaniu jest apokalipsa, więc nie wszyscy są w stanie myśleć tak trzeźwo xd Ale Nathan jest mądrzejszy to dał chłopak radę xd
UsuńDziękuję bardzo :)