wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 3 Łuk

Bardzo przepraszam, że rozdział spóźniony 2-3 dni, ale miałam problemy z internetem, a blogger w ogóle nie chciał mi wejść -.- Nadal jest trochę spowolniony, ale skoro dałam radę dodać rozdział, to znaczy, że nie jest tak źle xddd Dobra, nie przedłużając - rozdział. Zapraszam ^^

          Resztę nocy przespałem spokojnie, aż do godziny ósmej, kiedy to feniks, Buru, zaczął szturchać moją rękę. Wtedy mruknąłem niezrozumiale jakieś słowa i uchyliłem powiekę prawego oka. Gdyby nie ptak stojący nade mną, promienie słoneczne od razu dostałyby się do mego oka sprawiając, że zaraz bym je zamknął.  Przeciągnąłem się jeszcze i podniosłem do pozycji siedzącej.
          Thomas stał przy oknie, popalając papierosa i ze spokojem wydychając jego dym. Kiedy przypatrzyłem się lepiej zobaczyłem, że zamiast tych starych ciuchów, miał na sobie szarą koszulkę, czarne wytarte rurki i bluzę tego samego koloru. Do paska miał dopiętą pochwę, w której był miecz, a w ręce obracał sztylet. Chwilę zastanawiałem się czy przypadkiem jeszcze nie śpię, jednak ból jaki sprawił mi feniks, przez przypadek nadeptując mi na stopę wywiódł mnie z tego przekonania.
          Chłopak momentalnie odwrócił głowę w moją stronę. Ziewnąłem szeroko, po czym wstałem i otrzepałem się z pyłu, który okupował podłogę i moje ubranie.
    - Ty w nocy gdzieś wychodziłeś? – zapytałem, przypatrując się ciemnowłosemu i jego uzbrojeniu. Ten tylko wciągnął się w papierosa i dmuchnął mi dymem w twarz, przez co kaszlnąłem.
    - Przed chwilą wróciłem – mruknął i dalej wpatrywał się z zrujnowane miasto za oknem. – Musiałem załatwić jakieś lepsze ciuchy i broń. Ta dla ciebie jest w szafie – westchnął i wskazał głową na mebel przy drzwiach. Podszedłem w tamtą stronę i otworzyłem drzwiczki. W środku był łuk wraz z kołczanem i kilkoma strzałami oraz miecz.
    - Nie myślisz, że zwykły karabin maszynowy czy rewolwer byłyby lepsze niż takie starodawne bronie? – zapytałem nieco zdziwiony wyborem Thomasa. Ten zgasił papierosa nadeptując na niego i odwrócił się w moją stronę z pokerową twarzą.
    - Mimo pozorów, takie rzeczy są o wiele bardziej wartościowe. Łatwiej jest zabić wroga. Zombie nie są trudne od pokonania, ale wiem, że demony szykują coś więcej. Dzieci śmierci miały tylko oczyścić ziemię z ludzi. Takie bezmózgie istoty nie znajdą spowiednika, sprowadzą tutaj swoich. Teraz już nic im nie zagraża, prócz właśnie jego. Kiedy nie zostanie już nikt, będą po za prawem, a wtedy nic ich nie powstrzyma.
          Czasami bałem się tego człowieka. Jego obojętność, gniew i brak litości sprawiały, że czasami miałem ochotę odłączyć się do niego i działać na własną rękę. Były chwile, że wydawał się normalny, też czuł strach i przerażenie, jednak zaraz znów zamieniał się w bezuczuciowego człowieka, który zabiłby każdego, kto stanąłby mu na drodze.
          Z drugiej strony rozumiałem nieco jego sytuację. Kilka dobrych lat spędził w świecie, gdzie wojna między siłami dobra i zła toczy się miliony lat. Uczył się sztuki przetrwania i tamci wyuczyli go, aby nie wyrażał żadnych emocji czy uczuć. Musiał tylko zabijać. Pewnie pod tą warstwą złowrogiej i nieufnej istoty nadal siedział ten sam piętnastolatek, który marzył tylko o tym, by żyć jak inni i wykorzystywać życie w stu procentach. Niestety Starsi zaprzepaścili wszystko i za karę postanowili zamknąć go na wieki w innym świecie. Dopiero teraz, po dziesięciu latach, miał szansę wrócić do świata ludzi i uratować go, aby już na zawsze cieszyć się każdym uśmiechem posyłanym mu przez drugiego człowieka.
    - Idziemy – burknął czarnowłosy, przez co wyrwał mnie z moich rozmyślań. Chwyciłem miecz, który przypiąłem do paska, a kołczan przewiesiłem przez ramię. Jeszcze zanim wyszliśmy z budynku, chwyciłem do ręki łuk i pobiegłem za chłopakiem i feniksem. – Umiesz posługiwać się mieczem? – zapytał, kiedy zaczęliśmy schodzić po schodach kamienicy.
         Posadzka na korytarzu i schodach wyglądała dość staromodnie. To jednak sprawiało, że w tym starym budynku gościł jakiś urok. Płytki zostały dobrane z niezwykłą starannością i miłością. Piękna kolorowa mozaika dodawała wszystkiemu tajemniczości. Schodząc po tych kilkudziesięcioletnich schodach czułem wszystkie emocje, które towarzyszyły mieszkańcom tej kamienicy, gdy byli zmuszeni uciekać. Uciekać przed dziećmi śmierci, pozostawiając cały swój dobytek w rękach czasu. Ten strach i ciągle zadawane sobie pytanie: Dlaczego to musiało się przydarzyć akurat mi?
    - Trochę. Kiedy byłem młodszy przez kilka dobrych lat chodziłem na szermierkę, a później na łuk – odrzekłem, kiedy znaleźliśmy się już na dziedzińcu.
    - Może czułeś, że właśnie to może ci się kiedyś przydać – mruknął, nawet nie patrząc na mnie. – Czyli jednak dobrze, że postarałem się o broń dla ciebie. Mam tylko nadzieję, że naprawdę umiesz walczyć i nie będę musiał za każdym razem ratować ci dupy.
          Na tym skończyła się nasza rozmowa.
          Cały czas czułem się nieswojo. Na ulicach było nadzwyczaj pusto i cicho. Zbyt cicho. Jeszcze wczoraj na każdym kroku można było spotkać żądne krwi zombie, a teraz nie było po nich śladu. Jedyne, co po nich zostało, to zrujnowane budynki i mnóstwo ciał czy śladów krwi na ulicy. Patrząc na to cały czas mnie mdliło, raz nawet nie wytrzymałem i po prostu zwymiotowałem. Ten zapach trupów i widok na wpół zjedzonych ludzi przyprawiał mnie o dreszcze i sprawiał, że nie mogłem racjonalnie myśleć. Szedłem zygzakiem jak pijany i cały czas potykałem się o własne nogi.
          Thomas nawet nie zwracał na mnie uwagi. Cały czas dokładnie badał miasto, a ciała zmarłych w ogóle dla niego nie istniały. Kiedy ja byłem roztrzęsiony całym tym widokiem, on wydawał się nie przejmować niczym. W tamtej chwili miałem ochotę uderzyć go z całej siły mieczem w tył głowy. Nienawidziłem ludzi, którzy mieli wszystko gdzieś nawet, jeżeli tylko udawali. Takiego fałszywego zachowania i obojętności nie lubiłem w ludziach najbardziej i właśnie takimi gardziłem.
          Cały czas trzymałem się kilka metrów za chłopakiem i Buru, więc kiedy przechodząc obok ślepego zaułku usłyszałem nawoływanie mojego imienia, spokojnie mogłem się tak zaszyć bez wiedzy moich towarzyszy. Upewniłem się jeszcze, że nie zauważyli mojego zniknięcia i ruszyłem w stronę uliczki oddzielającej dwa, teraz już zniszczone, budynki.
    - Nathan – usłyszałem ponownie nawoływane moje imię. Podniosłem głowę na jedno z okien, z którego dochodził ten dźwięk. Nie zobaczyłem tam niczego, prócz jakiejś chustki zwisającej z otwartego okna. Niepewnie wszedłem na klatkę schodową i, ściskając rękojeść miecza, zacząłem przemierzać następne stopnie. Kiedy znalazłem się na drugim piętrze zauważyłem, że drzwi jednego z mieszkań są uchylone, a ze środka dochodziły jakieś dziwne dźwięki, jakby przytłumione krzyki bólu. Przetarłem mokre od potu czoło i kopniakiem otworzyłem drzwi.
          W środku, tuż przy parapecie stała jakaś postać. Nie mogłem odróżnić płci, gdyż była tyłem do mnie i została przykryta czarnym kimonem, a na głowie miała kaptur. Kiedy to zaczęło powoli odwracać się w moją stronę, wstrzymałem oddech. Dopiero gdy było do mnie przodem zorientowałem się, że jest na wpół przeźroczyste. Cień szaty przesłaniał zjawie twarz. Dałem radę dojrzeć jedynie małe czerwone oczy, zupełnie takie jak miał feniks.
          Naraz usłyszałem ciężkie kroki kierujące się w naszą stronę. Odwróciłem się i zobaczyłem zdenerwowanego chłopaka, który rozdrażnieniem i gniewem ściskał w dłoni miecz.
    - Co ty tu robisz?! – krzyknął mi prosto w twarz i pchnął do tyłu, przez co prawie spotkałem się z podłogą. – Już myślałem, że Cię te gnoje dopadły, a ty jak gdyby nigdy nic zwiedzasz sobie jakiś jebany dom! – prychnął z niedowierzaniem.
             Przypomniałem sobie o duchu i kiedy tylko z powrotem zwróciłem się w stronę okna, jego już nie było. Byłem zawiedziony. Najwyraźniej przestraszył się i zniknął lub chciał, abym tylko ja go widział. Na początku myślałem, że to Kelly, ale to było o wiele za wysokie i skoro dziewczynka znała Thomasa, to na pewno by go nie unikała. Choć z drugiej strony mogła nie wiedzieć, że to właśnie on.
    - Nie odezwiesz się? Nie masz mi nic do powiedzenia! -  trąbił, nadal podniesionym głosem chłopak.
    - Chodźmy już – mruknąłem wymijająco i próbowałem zejść na dół, ale czarnowłosy zagrodził mi drogę swoim ciałem.
    - Najpierw tak po prostu wiejesz, a teraz nawet nie raczysz mi nic wytłumaczyć?
    - Odwal się! – odgryzłem się w końcu. – To nie twój zasrany interes, po co tu szedłem. Najwyraźniej miałem swoje powody, a ty nie jesteś moim ojcem, żeby mi rozkazywać. Mogę robić co mi się żywnie podoba, a tobie nic do tego! Pierdoli cię co się ze mną stanie, obchodzi cię jedynie to, żeby znaleźć tego zasranego spowiednika, więc daj mi w końcu spokój.
          Chłopaka zatkało, nie odezwał się ani słowem. Uczucie, że wreszcie mogłem z siebie wszystko wyrzucić było nie do opisania. Zadowolony z siebie wyminąłem Thomasa i szybko zbiegłem na dół. Feniks, który został za dole, poparzył na mnie ze zdziwioną miną, jakby pytał: „Gdzie jest mój pan?”. Westchnąłem tylko i głową wskazałem na drzwi, którymi przed chwilką wyszedłem, po czym usiadłem na kupie gruzu.
          Z jednej strony byłem dumny z siebie, ale w drugiej zrobiło mi się głupio. Facet uratował mi życie, załatwił broń i starał się pomóc, a ja jeszcze mam do niego pretensję. Możliwe, że dziesięć lat spędzonych po za naszym światem zrobiło swoje i dlatego śmierć innych nie robiła na nim wrażenia, ale w środku mógł być zdruzgotany, choć tego nie okazywał. Zupełnie tak, jak ja nie okazywałem przejęcia z powodu zabójstwa mojej matki. Lecz teraz on wrócił, patrząc na śmierć tysięcy ludzi. Tylko dlaczego zachowuje się, jakby to nie robiło mu żadnej różnicy?
          I pozostaje jeszcze pytanie, dlaczego on mi pomaga?
          Usłyszałem jakieś krzyki dochodzące z góry, dokładnie w tego budynku,  którym kilka minut wcześniej zostawiłem Thomasa. Buru podniósł się z suchej ziemi, ale zatrzymałem go ruchem ręki i mruknąłem ciche: „Ja tam pójdę”. Z trudem wstałem i wyjąłem miecz, aby na wszelki wypadek być już gotowym. Niepewnie zaczął wchodzić do schodach, a kiedy znalazłem się na półpiętrze zobaczyłem, że ciemnowłosy walczy z jakimś mężczyzną.
          Miał na sobie czarną mroczną zbroję, która zasłaniała mu całe ciało. Bardzo dobrze posługiwał się mieczem, przez co chłopak zaczął przygrywać. Zaszedłem mężczyznę od tyłu i wbiłem w plecy ostrze miecza, przez co ten wydobył z siebie przytłumiony jęk i zsunął się na ziemię.
   - Dzięki – mruknął Thomas i schował miecz do pochwy.  – Tak w ogóle to przepraszam za moje zachowanie, ale rozumiesz. Przez dziesięć lat nie miałem szansy rozmawiać dłużej z jakimś człowiekiem, a tamci wpoili we mnie zasadę, aby zabijać. Za wszelką cenę zabijać i nie przejmować się śmiercią innych. Jestem po prostu nieprzystosowany do życia w społeczeństwie.
    - Nie, to ja na ciebie najechałem jakby nie wiadomo co się stało. Powinienem to rozumieć, a jeszcze robić ci problemy – burknąłem i podałem chłopakowi rękę. – Zgoda?
    - Zgoda – odrzekł z uśmiechem po czym ścisnął moją dłoń.
    - Co zrobimy z nim? – zapytałem, zmieniając temat i wskazałem palcem na martwą istotę, która przed chwilą próbowała zabić ciemnowłosego.
    - Nic, ciała demonów po jakim czasie znikają. Tak jak mówiłem, oni szykują jakąś większą akcję. To jest jeden z nich, patrolował teren. Na razie nie widać ich, ale z czasem przybędzie ich coraz więcej i więcej, aż stracimy jakąkolwiek szansę na pokonanie ich.  Naszą jedyną szansą jest znalezienie spowiednika.
    - Tylko jak mamy to zrobić? Nawet nie wiemy jak on wygląda i czy w ogóle żyje.
    - Żyje, na pewno, ja to czuje. A jeśli chodzi o znalezienie go, to raczej nie pomylimy go ze zwykłym człowiekiem. Normalni ludzie wszyscy wyginęli, więc dlatego myślę, że jeszcze gdzieś tu krąży.



          Po całej tej sytuacji poprosiłem Thomasa, abyśmy wrócili do mojego domu. Pragnąłem wziąć stamtąd jakieś zdjęcie mojej rodziny i po raz ostatni zobaczyć mamę, o ile te gnojki jeszcze nie strawiły jej ciała. Niestety moje przypuszczenia sprawdziły się, gdyż kiedy znaleźliśmy się w środku, na schodach po mojej rodzicielce została jedynie wyschnięta już kałuża krwi. Po trupie nie było śladu.
          Z trudem powstrzymałem odruchy wymiotne z powodu smrodu, jaki panował w cały  mieszkaniu i, omijając miejsce zbrodni, wszedłem na górę. Korzystając z okazji przebrałem zakrwawione ciuchy na szare dresy zwężone na łydkach i jakąś czarną bluzę z kapturem. Znalezioną na biurku czarną saszetkę przypiąłem do paska, aby móc tam włożyć zdjęcie mojej rodziny i jedyną pamiątkę po mamie, jej naszyjnik. Może to dziwne i głupie, że w takiej chwili myślę o takich rzeczach, ale mając je przy sobie czułem się o wiele silniejszy.
          Gdy tylko chwyciłem wisior i ścisnąłem go w dłoni, poczułem siłę napływającą do mojego serca, dlatego zamiast wsadzać go do saszetki postanowiłem powiesić go na szyi. W szufladzie znalazłem jeszcze podręczną broń, którą załatwił nam tata jeszcze kilka miesięcy temu na wypadek napadu. Pomyślałem, że może się przydać, więc schowałem ją.  Zasunąłem zasuwkę torebki i zbiegłem na dół, aby chłopak nie musiał na mnie czekać.
          Zastałem go w salonie. Stał przy komodzie i wpatrywał się w wspólne zdjęcie mojej rodziny. Nawet kiedy stanąłem obok niego, nie zwrócił na mnie uwagi. Musiałem dopiero krzyknąć, aby zwrócić na siebie jego uwagę.

     - Wybacz. Po prostu wydawało mi się, że skądś znam twoją matkę. To chyba koleżanka mojej mamy z tego co kojarzę – tłumaczył się, po czym wyminął mnie i podszedł do drzwi. – Chodźmy. Świat sam się nie uratuje.

4 komentarze:

  1. Znalazłam jedno zdanko do poprawy - "Powinienem to rozumieć, a jeszcze robić ci problemy"
    Wszędzie wymioty ;p Znajoma grypa żołądkowa, książka połowa ludzi wymiotuje, opek to samo! Jakaś epidemia normalnie xd
    Tylko mnie zastanawia czy ktoś go nie wyśmieje za ten wisiorek ;p
    Zajebisty rozdział *-* Weny kochana :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oki, już poprawiam xdd
      Haha, wymioty nas prześladują ;) No ale jak wisiorek schowa pod bluzę to nikt nic nie zauważy xddd Wielkie dzięki *-*

      Usuń
  2. Wybacz, że tak późno, ale czasem pojawiają się takie chwile, że nic się nie chce.
    Świetny rozdział, ciekawe wątki, szczególnie ten z ich matkami, bo pewnie grubsza sprawa się za tym kryje
    Weny i czekam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem to, miło że w ogóle skomentowałaś xdd
      No tak, grubsza sprawa xddd Mam nadzieję, że was zaskoczę, ale to wyjaśni się dopiero za dobre kilka rozdziałów xddd
      Bardzo dziękuję ^^

      Usuń