Przede mną stał zombie. Dopiero
teraz mogłem się mu dokładnie przyjrzeć. Miał zmierzwione tłuste włosy, które
zasłaniały mu połowę czoła. W jego całkowicie przesiąkniętych żółcią oczach bez
problemu można było zauważyć wszystkie żyłki i żyły. Miał na siebie narzuconą
jedynie białą, choć teraz już bladą, koszulę oraz poszarpane spodnie, przez co
bez problemu mogłem zobaczyć jego kościste ciało.
Dłonie tej przedziwnej istoty już
zbliżały się w moją stronę. Spanikowany zacząłem szukać czegoś w szafie, kiedy
natknąłem się na pistolet maszynowy UD42 mojego ojca, wojskowego. Podniosłem go
szybko, przyłożyłem do głowy stworzenia i wystrzeliłem. Zombie odrzuciło kilka metrów dalej, ale mimo
tego nadal poruszało kończynami. Pewnym
krokiem ruszyłem w jego stronę i oddałem drugi strzał. Tym razem uszło z niego
całe życie, którego tak naprawdę nie powinien mieć.
Ze wstrętem spojrzałem na istotę i
wróciłem w stronę szafy, po czym otworzyłem ją na oścież. Wtedy okazało się, że
był tu nie tylko jeden pistolet. Znajdowały się tu również dwa karabiny,
jeszcze jeden pistolet maszynowy, a w pudełku znajdowało się kilka granatów.
Nie miałem nawet pojęcia, że w naszym domu znajdują się takie skarby. Wyjąłem
dużą torbę, do której wrzuciłem granaty i kilka magazynków, przez ramię
przewiesiłem karabin, a w ręce chwyciłem dwa pistolety maszynowe, które
wcześniej uzupełniłem w magazynek. Jeżeli
chciałem przeżyć, musiałem mieć czym się bronić.
Aby mieć jakiekolwiek szanse,
musiałem znaleźć jakąś osadę ludzką. Na pewno ktoś przeżył, gorzej, jakby te
istoty były nieśmiertelne, ale z dobrą bronią bez problemu można się ich
pozbyć. Jednak życie w ciągłym strachu i spanie z kałasznikowem pod poduszką
nie miało sensu, trzeba było znaleźć sposób na pozbycie się tych istot.
Kiedy poczułem zimną, kościstą łapę
chwytającą mnie za nogę, strach całkowicie mnie opanował. Spojrzałem w dół i
zobaczyłem wcześniej zabitego zombie, który patrzył na mnie, tym razem,
całkowicie przeciętnymi oczami. Zamiast przesiąkniętych żółcią i całkowicie
bezuczuciowych, zobaczyłem białe jak śnieg gałki oczne i czarne źrenice. Dało
się nawet zobaczyć jasno-niebieskie tęczówki.
- Oni stoją przed domem, nie wychodź stąd
– mruknął zachrypniętym i, co mnie zdziwiło, dość ludzkim głosem. – Dziękuję
Ci, ja nie chciałem Cie atakować, oni mi kazali.
- O czym ty mówisz? – zapytałem, nie
rozumiejąc ani słowa z jego chaotycznie składanych zdań. – Jacy oni? O co chodzi?
- Złapali mnie, uwięzili mój umysł, kazali
zabijać i zjadać. Ja tego nie chciałem, zabiłem własną rodzinę, żonę, dzieci,
nie chciałem tego. Teraz oni tu stoją, wiedzą, kim jesteś. Naprawdę nie
chciałem Cię zabić, ale dziękuję, że mnie uwolniłeś. Mimo tego, że umrę, cieszę
się. To wszystko to obłęd, nie ma sensu w żadnym stopniu. Nie rozumiem,
dlaczego to robią, nawet nie wiem kim są, ale doprowadzają umysł do obłędu, po
prostu go tracimy.
- Nic z tego nie rozumiem – mruknąłem. –
Kim tak ważnym jestem, że chcą się mnie pozbyć?
- Jesteś kimś o wiele ważniejszym, niż może
ci się wydawać.
Odwróciłem się za siebie i zobaczyłem
niską, bladą dziewczynkę. Miała czarne włosy i długą białą sukienkę, która
przez krew teraz stała się czerwona.
- Kim jesteś?! – krzyknąłem i cofnąłem się
o krok, przez co zgniotłem rękę człowiekowi, o ile mogłem go tak nazwać, z
którym wcześniej rozmawiałem. Ten jęknął z bólu. – Przepraszam – syknąłem
niezręcznie i ominąłem go.
- Duchem, nazywam się Kelly – powiedziała
i uśmiechnęła się szeroko. Wydawało mi się, że skądś ją znam, ale zaraz
porzuciłem tą myśl, uznają ją za głupią i bezsensowną. – Masz bardzo ważną rolę, ale nie mam czasu,
żeby ci to opowiadać. Teraz musisz robić dokładnie to, co ci powiem, dobrze? – niepewnie
kiwnąłem głową. – Twój dom jest otoczony przez dzieci śmierci. Jeśli tylko
wyjdziesz, zabiją cię. Broń ci nie pomoże, jest ich zdecydowanie za dużo.
Musisz wyjść na dach i niezauważenie przeskoczyć na sąsiedni budynek. Wiem, że
trenujesz parkur i bez problemu możesz to zrobić. Ale nie mogą cię zauważyć.
Nie wyglądaj przez okno, stoją przy drzwiach i wszystkich oknach znajdujących
się na parterze, przez co zaraz to zauważą, a to ich rozjuszy. Oni nie lubią,
kiedy się ich zauważa.
Nie wiedziałem, co mogę robić. Skoro
nie mogę wyjść z domu, ani nawet podejść do okien to jak mogę się stąd
wydostać?
- Zaraz – mruknąłem, kiedy wpadłem na
pewien pomysł. – Te całe dzieci czegoś tam stoją tylko przy oknach na parterze,
czy tych na piętrze też? – zapytałem. Dziewczynka spojrzałam na mnie nie rozumiejąc
sensu mojego pytania.
- Nie, tylko przy tych na dole, ale co to
ma do rzeczy?
- Właśnie wiele, jeśli mam stad wyjść.
Jedynym miejscem w tym domu, w którym nie ma okien na dole jest północna
ścianka. Jedyne, co się tam znajduje, to balkon na piętrze, akurat w pokoju
mamy.
Mama. Wtedy sobie przypomniałem, co ten
zombie jej zrobił. Straciłem matkę, ale dopiero teraz, kiedy choć na chwilkę
byłem bezpieczny mogłem to wszystko przemyśleć. Nawet byłem w stanie gadać z
duchem, nie czułem strachu, najważniejsze było dla mnie przeżyć. To zabawne.
Interesowałem się rzeczami paranormalnymi i kiedy tylko pomyślałem, że mogę
kiedykolwiek spotkać ducha, ogarniał mnie paniczny strach, a teraz, kiedy to
się stało, nawet się cieszę. Wiem, że sam sobie nie poradzę, a skoro byłem atakowany
przez zombie, to równie dobrze mogłem spotkać nawet i własną matkę, choć właściwie to by mnie nawet
ucieszyło.
Dzień wcześniej pokłóciliśmy się, jak
zwykle o moje złe oceny, choć teraz o to, że ledwo przeszedłem klasę. Nawet nie
zdążyłem jej przeprosić, pogodzić się, umarła w czasie, gdy byliśmy pokłóceni.
Nie chciałem, aby umarła w takich okolicznościach, w ogóle nie chciałem, żeby
umierała. Wiele razy życzyłem jej śmierci z różnych błahych powodów, ale nigdy
nie mówiłem poważnie. Nawet wczoraj moja męska duma nie pozwoliła mi na to,
abym pierwszy podszedł i porozmawiał z matką, a teraz musze tego żałować.
Wolałem czekać, aż sama mnie przeprosi za to jak krzyczała i groziła szlabanem.
A teraz co mi zostało? Pogodzić się z tym, że tak naprawdę nie został mi już
nikt. Już nie chcę żyć tylko dla siebie, chcę żyć dla niej.
- Co mam robić, kiedy już przeskoczę do
sąsiada?
- Musisz to robić ostrożnie, aby żadne z
dzieci śmierci nie zdołało cię zobaczyć, bo wtedy nasze starania pójdą na marne.
Kiedy przeskoczysz już trzy lub cztery dachy, a oni zniknął z twojego pola
widzenia, będziesz bezpieczny. Wtedy opowiem ci wszystko, poczynając na
dzieciach śmierci i ich znalezieniu się tu, a kończąc twojej roli w
unicestwieniu ich. Później pójdziesz na północ, tam znajdziesz pomoc.
- Czyli to ja mam ich zabić? – zdziwiłem
się i uniosłem brwi do góry. – I co będzie z nim? – tutaj wskazałem na istotę
leżącą na ziemi i przyglądającą się całej naszej rozmowie.
- Później wszystkiego się dowiesz, teraz
musisz stąd iść. A co do tego człowieka, to już nic mu nie pomoże, przynajmniej
nie teraz. Kiedyś tak, ale teraz nie ma na to najmniejszych szans. Oni zaraz tu
wejdą i go zjedzą żywcem. Jedyne, co możesz teraz zrobić, to go dobić, aby
później nie cierpiał.
- Nie zrobię tego, nie zabiję człowieka! –
zaprzeczyłem.
- Ależ ja błagam, musisz to zrobić –
chrząknął mężczyzna. – Wiem, że skoro zabiłem twoją matkę w zupełności
zasługuję na śmierć w męczarniach, ale błagam. Nie chciałem tego robić, oni mną
kierowali – mruknął i popatrzył na mnie z błaganiem.
- Nie, nie mogę tego zrobić, nie zabiję
człowieka – zaprzeczyłem. Tak naprawdę byłem w stanie go zastrzelić, z trudem,
ale dałbym radę. Nie chciałem, aby ten człowiek cierpiał takie męczarnie, ale
podświadomie wciąż miałem do niego uraz i chęć, aby strawić mu ból. Wolałem nie
czuć takiej niechęci to tego śmiertelnika, ale to było mocniejsze ode mnie. Na
pewno każdy zna tą niechęć do jakiegoś człowieka, bo zrobił nawet drobną rzecz,
która nie przypadła nam do gustu. Później, mimo jego starań, nadal jesteśmy źle
nastawieni do tej osoby. Tak właśnie było ze mną.
Nie odzywając się ani słowem,
ruszyłem na górę. Słyszałem jeszcze krzyki tego człowieka proszące o litość,
ale wewnętrzny egoizm i ból po stracie matki nie pozwalał mi na pomoc. Byłem
zbyt nabuzowany i przerażony tym wszystkim, żeby myśleć racjonalnie. Brałem pod
uwagę nawet wyskoczenie z balkonu i zabicie się byle tylko nie patrzeć na
śmierć niewinnych osób, ale kiedy znalazłam się już w pokoju swojej
rodzicielki, ta myśl mnie opuściła. Nie chciałem skończyć jak ona i po prostu
się poddać jak ostatni tchórz. Musiałem walczyć o swoje jak dzikie zwierze. One
nigdy się nie poddają i nie ustępują innym, tylko cały czas robią swoje. Nie
zwracają uwagi na innych, dla nich najważniejsze to zdobyć pożywienie i
przetrwać.
Ubrałem czarne adidasy, które
wcześniej wziąłem ze sobą z parteru i podszedłem do drzwi balkonowych, po czym
powoli je otworzyłem. Najciszej jak mogłem podszedłem bo barierki i przeszedłem
przez nią, przytrzymując się jej z tyłu. Wziąłem głęboki wdech, poprawiłem
karabin na ramieniu i odepchnąłem się nogami, po czym zaraz chwyciłem się
dłońmi sąsiedniego balkonu. Podciągnąłem się i przeszedłem przed poręcz, lecz
zanim to zrobiłem, oglądnąłem się w stronę domu. Przy ścianie zachodniej, dokładnie
przy tej, gdzie znajdowały się drzwi wejściowe, stało stado nieżywych, dzieci
śmierci. Wyglądali dokładnie tak samo jak wcześniej tamten człowiek. Z takiej
odległości nie mogłem dokładnie przyjrzeć się ich twarzom czy pożółkłym oczom,
ale bez problemu dostrzegłem kościstą postawę oraz bladą skórę.
Skuliłem się nieco bojąc, że mogą mnie
zauważyć i podszedłem do drzwi balkonowych, które na moja korzyść, były lekko
uchylone. Pchnąłem je nogą i wszedłem do środka.
Znalazłem się w dużym pokoju. Zielona
farba została miejscami zdrapana, odłamana lub po prostu zaplamiona krwią i
jakąś dziwną, czarną mazią. Miejscami dało się nawet zauważyć ślady paznokci
zarysowane po całej szerokości ściany. Meble było porozdzierane i poniszczone,
jakby nie brał w ich śmierci nikt trzeci, jedynie czas zrobił swoje.
Wzdrygnąłem się, gdy zobaczyłem ciało
młodej kobiety, zjadane właśnie przez jedno z dzieci śmierci lub po prostu
zombie, jak ja nazywałem te przedziwne istoty. Okazało się, że to stworzenie było
kobietą, poznałem po długich włosach i charakterystycznej budowie ciała.
To coś uniosło swoją czerwoną od
krwistego mięsa twarz i popatrzyło na mnie swoimi dużymi ślepiami. W kościstych
dłoniach trzymało kawał oderwanego mięsa, którego połowa znajdowała się w jego
ustach. Z lekkim wahaniem, ale uniosłem jeden z pistoletów maszynowych, które
wcześniej wyjąłem z torby. Istota, gdy tylko zobaczyła broń, do razu zerwała
się na równe nogi i wypuściła kawał mięsa w rąk, warcząc ostrzegawczo.
Obawiałem się, że to zaraz na mnie skoczy i skończę jak moja poprzedniczka,
więc natychmiastowo wycelowałem i oddałem strzał w głowę. Nie pomyślałem
jednak, że taki dźwięk może zwabić tu całą resztę.
Stałem na balkonie i zastanawiałem
się, jak mogę się stąd jakkolwiek wydostać. Przytrzymywałem drzwi balkonowe,
aby żywe trupy nie dostały się do mnie i nie zjadły żywcem. Dźwięk wystrzału
mojego uzbrojenia zwabił grono półżywych sprzed mojego domu właśnie tutaj. Jak zwykle,
nie pomyślałem o konsekwencjach i musiałem znów główkować, aby przeżyć.
Zastanawiałem się nad wyskoczeniem z
balkonu, gdyż wysokość około trzech
metrów nie była najgorsza, jednak aby to zrobić musiałem puścić drzwi, a wtedy
dzieci śmierci bez problemu mogłyby dostać się do mnie i mnie zabić, zanim
zdążyłbym wyskoczyć, czy zrobić choć krok. Nie miałem jednak wyjścia. Wziąłem głęboki
wdech, puściłem drzwi i w ekspresowym tempie przeskoczyłem przez barierkę,
lądując na zielonej, choć po ostatnich wydarzeniach już czerwonej od krwi,
trawie. Spojrzałem w górę i zobaczyłem grupę trupów wpatrujących się we mnie.
Wiedziałem, że muszę uciekać, już wtedy część z nich zaczęła po mnie schodzić.
Aby odciążyć trochę swojego ciało, odrzuciłem torbę, karabin oraz jeden z
pistoletów. Zostawiłem sobie jedynie pistolet maszynowy, jeden magazynek oraz
granat, który wpakowałem go kieszeni bluzy. Odwróciłem się jeszcze, upewniając,
że nikt za mną nie stoi i, przeskakując żywopłot sąsiada, puściłem się biegiem
w stronę, którą wcześniej wskazała mi ta dziewczynka – na północ. Po pewnym
czasie usłyszałem za sobą okropne dźwięki przyprawiające o mdłości i odwróciłem
się. Zobaczyłem, że ponad dwadzieścia zombie zainteresowało się moją osobą.
- Kurwa jebana w dupę mać! – krzyknąłem zdesperowany
i zacząłem biec jeszcze szybciej, prawie potykając się o własne nogi, a pomocy nadal nie było. – Kelly, co ja mam
robić!? – jęknąłem bliski upadku ze zmęczenia i mimo tego, że jestem facetem,
prawie rozpłakałem się z bezsilności.
MUSISZ BIEC.
„Łatwo Ci
mówić, nie ciebie goni stado krwiożerczych ciuli”- pomyślałem ironicznie i
westchnąłem nerwowo. Nogi zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa, a wiedziałem, że
granat nie załatwi sprawy. Takie uzbrojenie wolałem zostawić na czarną godzinę.
Nagle, jakby Bóg się nade mną zlitował, zobaczyłem kilkadziesiąt metrów ode
mnie jakiegoś mężczyznę z mieczem w dłoni...
-------------------------------------------------------
Jezuuu, taka wena mnie złapała, że masakra xddd Jak dla mnie rozdział byłby spoko gdyby nie to, że taki pogmatwany i opisy są mało szczegółowe -,- Ale na ogól myślę, że mogło być gorzej xddd Ale to wy oceńcie :)
P.S.Właśnie zaczęły mi się ferie, więc postaram się pisać jak najczęściej (choć bez przesady xdd)
"Później pójdziesz JA północ, tam znajdziesz pomoc." taka mała literówka ;)
OdpowiedzUsuńRozdział wyszedł zajefajny :D Są zombie, jest duszek, i ta niepewność kim jest ta postać ;p Chociaż ja bym się zastanowiła dwa razy nad płciom xD Nigdy nie wiedomo a w dzisiejszych czasach to bywa różnie ;p Jak dla mnie rozdział jest przejrzysty :D Chociaż to dlatego, że obie jesteśmy psycholki ;p Psycholka, psycholkę zrozumie hihi ;)
Owocnych ferii Asiuniu :D ja mam ferie dopiero w ostatnim terminie x.x
Oki, już to zmieniam xddd
UsuńNo wiesz, powiem tyle: ten ktoś już się pojawił kiedyś, gdzieś i w pewnym czasie w poprzednim opowiadanku xddd Ale dowiecie się kto to dopiero za jakiś czas xddd A może już w następnym rozdziałku? Zobaczymy xddd
Ooo, dziękuję :) Ja tobie życzę, aby ten czas do ferii minął ci szybko i bez żadnych złych ocen <3
Świetny rozdział ;3
OdpowiedzUsuńMi się bardzo podobało i nie był wcale tak pogmatwany xd W mojej głowie są jeszcze bardziej skomplikowane historie :D
Przyjemnych i wesołych ferii Asiu :3 Mi się dzisiaj kończą ;c
Taa, chciałbym je poznać xddd No dla was może nie, ale mimo tego, że to ja go pisałam, to czytając go nie wszystko zrozumiałam xdd
UsuńBardzo dziękuję <3
Cudowny <3
OdpowiedzUsuńWidzi ducha i z nim rozmawia, taka męska wersja Naomi ;d
Zastanawiam się kim jest główny bohater i jaką rolę odegrał w poprzednim opowiadaniu.
Życzę ci dużo weny, chociaż teraz ci jej nie brakuje.
Czekam na nn i pozdrawiam ;*
No, można tak powiedzieć xddd
UsuńWiesz, raczej jakiejś roli w tamtym opowiadaniu nie odegrał (raczej, bo jeszcze mogę wszystko wymyślić), ale raczej powinniście się skupić na kimś innym xd
Wieeelkie dzięki ;**
Rozdział extra, sporo akcji, są zombie - super.
OdpowiedzUsuńZnalazłam gdzieś takie zdanie zupełnie dla mnie niezrozumiałe... Ale po fakcie już nie znalazłam miejsca jego wystąpienia.
Ten tajemniczy ktoś - nasuwają mi się na myśl pewne spekulacje, a czy się sprawdzą to się okaże.
Czekam na next, ponieważ prolog i pierwszy rozdział ogromnie mnie zaintrygowały. Weny życzę, udanych ferii. Nie takich jakie mam ja -,-
Zombie są spoko, takie fajne i ochrypłe ^^
UsuńSpekulacji nigdy za wiele xddd
Bardzo ci dziękuję :)
Super, ci rozdział Asiu wyszedł.
OdpowiedzUsuńMi też właśnie ferie się zaczęły, więc będę miała dużo, dużo czasu na czytanie.
Ja praktycznie dała bym sobie głowę uciąć, że to Cole, albo ewentualnie Rash, ale nie mówię chop bo z tobą nigdy nie wiadomo ty nasza psychopatko.
No to wenki (moim zdaniem nigdy za dużo, najwyżej schowasz ją sobie do jakiegoś magazynku ;D), pomysłów, chęci oraz czasu do pisania.
To pozdrówka i czekam na nexta ;*
O, jak miło ;D
UsuńChcesz, to mogę do ciebie jutro wpaść z siekierką i uciąć głowę :) W piwnicy nadal leży mój tasak Rysiek ;pp No, w moim mózgu jest dużo ślepych zaułków, w których mogę spokojnie coś znaleźć :)
Dziękuję kochana ^^